Tę broszkę zaczęłam robić jeszcze w zeszłym roku, ale że nie była artykułem pierwszej potrzeby, to rozgrzebaną odłożyłam do pudelka. Gdy wreszcie uznałam, że przyszedł na nią czas, bo wstydem okrywa mnie jej niedokończone wnętrze, dotarło do mnie, że jest jakaś taka "łysa".
Minimalizm i ja to pojęcia, które się wykluczają, ale robiłam wszystko, by ta broszka była "spokojniejsza" od innych moich prac. Brakuje mi nierzucającej się w oczy biżuterii. Niestety moja wewnętrzna natura sroki zawsze wydziera dzioba w proteście i kończy się na tym, że jej ulegam. Tak było i tym razem, bo to co widać poniżej, to wersja po kilku pruciach ;)
Punktem wyjścia był plaster nieregularnego howlitu, który bardzo dobrze udaje turkus. Kamyk jest na tyle ładny, że chociaż unikam wszelkich podróbek, również w kamieniach, uznałam że ma w sobie jakąś szlachetność.
Niestety trudno opleść taki okaz tradycyjnymi metodami. Dlatego zdecydowałam się na square stitch, myślę że dobrze tu pasuje.
Dla kontrastu postanowiłam dodać odrobiny fioletu i bordo. Te małe kuleczki to szklane bicone, fasetowane granaty, jadeity, malachit i hematyt, jest też maleńka perła. Lubię takie połączania i chętnie po nie sięgam w swoich pracach.
Kropką nad "i" było dodanie jakiegoś "dyndadełka". W tej roli wystąpiła kropla fasetowanego granatu, którą kupiłam specjalnie do tego projektu, chociaż przy okazji innych zakupów. Wcześniej zawiesiłam szklaną kropelkę Drop 10x6 mm, ale jej kolor nie był taki, jaki chciałam. Z wiekiem pogłębia mi się wiele trudnych do zniesienia cech, a jedną z nich jest przesadny perfekcjonizm. Niestety skutkuje to tym, że coraz mniej rzeczy doprowadzam do finiszu, bo mi coś w nich nie gra. Zwykle to "coś" to drobnostka, jak jeden koralik. Sama z sobą ledwo wytrzymuję ;)
Broszka nie jest duża, chociaż przyznaję, że relatywnie ciężka. Całkiem fajnie wygląda na sweterku.
Tył podszyłam ciemnozieloną skórą naturalną o lekkim połysku. Zapięcie wyjątkowo bez mechanizmu zabezpieczającego, ale to egzemplarz dla mnie, więc może być.
Bardzo dawno nie robiłam broszek z kamieniami w roli głównej, ostatnio skupiam się raczej na kryształkach i koralikach, co jest całkowicie w porządku, ale jakaś odmiana zawsze mile widziana. Mam nadzieję, że moja nowa broszka przypadła Wam do gustu.
Pozdrawiam kwietniowo!
Dla kontrastu postanowiłam dodać odrobiny fioletu i bordo. Te małe kuleczki to szklane bicone, fasetowane granaty, jadeity, malachit i hematyt, jest też maleńka perła. Lubię takie połączania i chętnie po nie sięgam w swoich pracach.
Kropką nad "i" było dodanie jakiegoś "dyndadełka". W tej roli wystąpiła kropla fasetowanego granatu, którą kupiłam specjalnie do tego projektu, chociaż przy okazji innych zakupów. Wcześniej zawiesiłam szklaną kropelkę Drop 10x6 mm, ale jej kolor nie był taki, jaki chciałam. Z wiekiem pogłębia mi się wiele trudnych do zniesienia cech, a jedną z nich jest przesadny perfekcjonizm. Niestety skutkuje to tym, że coraz mniej rzeczy doprowadzam do finiszu, bo mi coś w nich nie gra. Zwykle to "coś" to drobnostka, jak jeden koralik. Sama z sobą ledwo wytrzymuję ;)
Broszka nie jest duża, chociaż przyznaję, że relatywnie ciężka. Całkiem fajnie wygląda na sweterku.
Tył podszyłam ciemnozieloną skórą naturalną o lekkim połysku. Zapięcie wyjątkowo bez mechanizmu zabezpieczającego, ale to egzemplarz dla mnie, więc może być.
Bardzo dawno nie robiłam broszek z kamieniami w roli głównej, ostatnio skupiam się raczej na kryształkach i koralikach, co jest całkowicie w porządku, ale jakaś odmiana zawsze mile widziana. Mam nadzieję, że moja nowa broszka przypadła Wam do gustu.
Pozdrawiam kwietniowo!
Jak tropikalna wyspa. Bardzo udany minimalizm :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Faktycznie ten lazur howlitu rodzi przyjemne, wyspiarskie skojarzenia :)
UsuńZachwycam się każdą Twoją pracą.
OdpowiedzUsuńBasiu, zawsze sprawiasz mi ogromną radość takimi komentarzami. Dziękuję.
UsuńBardzo ciekawy kamień, wydaje się trudny do oprawy. Tobie wyszła ona perfekcyjnie :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, peyotem raczej nie dałoby się go opleść, ale zawsze jest jakiś sposób ;)
UsuńBroszka wyszła świetnie, zdecydowanie howlit gra tu pierwsze skrzypce i przyciąga wzrok, dodatkowo tak pięknie podkreślony :)
OdpowiedzUsuńZawsze podobały mi się turkusy, niestety takie prawdziwe okazy są strasznie drogie. Nie będę udawać, że to turkus, ale kolor ma piękny! :)
UsuńJak zwykle muszę sobie obejrzeć zdjęcia co najmniej dwa razy, aby dostrzec wszystkie niesamowite szczegóły. Zachwycam się jak zawsze tym, jak wspaniale dobierasz kolory, wszystkie kamyczki, koraliczki i inne dyndadełka. Wszystko jest na swoim miejscu.
OdpowiedzUsuńPerfekcjonizm może i jest upierdliwy (coś o tym wiem, choć z tym walczę), ale w przypadku Twoich prac sprawia, że naprawdę są idealne.
Bardzo Ci dziękuję za tak miłe słowa. Zawsze staram się, by każdy szczegół był na swoim miejscu i tworzył zgraną całość. Niestety przez to zamiast kilku godzin, szyję kilka dni, a czasami i tygodni ;)
UsuńPiękna i elegancka!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Agnieszko <3
UsuńMała, ale niesamowicie urocza :)
OdpowiedzUsuń<3
UsuńZastanawiam się czy ta cecha, o której piszesz to zaraza, czy nabytek wytresowany czy inne licho, bo i mnie to coraz częściej doskwiera. Skutkiem tego 'tacki' z robabranymi pracami rozmnażają się u mnie w niepokojącym tempie, a i to co publikuję to też z myślą 'no trudno, niech idzie, już nie poradzę'.
OdpowiedzUsuńBroszka piękna i taka rzeczywiście jak nie Twoja - skromna. Ale nie brak jej uroku i szyku.
Genetyczne to chyba nie jest, jak tak patrzę po rodzinie ;) i wnoszę z ich utyskiwań w stylu "po kim ty to masz".
UsuńU mnie to rodzi postępującą nerwicę ;) "bo nie tak miało to wyglądać", najgorsze, że wiem, że tylko ja widzę jakieś niedociągnięcia, nikt nawet by się nie zorientował. Chyba mnie mają za wariatkę :P
Śliczna broszka, „dla kontrastu” bardzo mi się podoba i super dopełnia. U mnie od czasu do czasu pojawia się perfekcjonizm. Jeszcze nie jest on przesadny, ale boje się, że i mnie dosięgnie ;D
OdpowiedzUsuńTrudna przypadłość, zwłaszcza dla otoczenia ;) Mój mąż coś tam czasami mamrocze, że mogłabym już przestać :)
UsuńBroszka jest cudna, a dyndadełko to świetny dodatek :) Właśnie zdałam sobie sprawę, że dawno z kamieniami nie pracowałam... Chyba czas wrócić do korzeni ;)
OdpowiedzUsuńPerfekcjonizm znam, oswoiłam i uczę się z nim żyć, chociaż potrafi mi krwi napsuć ;)
Oj tak, te niepotrzebne w gruncie rzeczy nerwy. Niestety to jest silniejsze :)
UsuńZ niecierpliwością czekam na Twoje projekty z kamieniami.
Broszka jest ciekawa, dzięki temu kamykowi :) bardzo dobrze że oprawa jest tak delikatna, doskonale podkreśla jego urodę :)
OdpowiedzUsuńNie tak łatwo poradzić sobie z takim kamieniem, tobie się udało, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle - pięknie! Sam kamień ciekawie wygląda, a jeszcze w takiej oprawie... - cudo!
OdpowiedzUsuńprzepiękna! Masz wielki talent! :D
OdpowiedzUsuńKamień faktycznie bardzo ładny i ładnie go oprawiłaś :) Lubię minimalistyczne prace... z wiekiem coraz bardziej ;)
OdpowiedzUsuńSama też mam sporo ładnych kamieni, ale mam z nimi taki problem, że jeśli nie mają otworów, a są ciężkie - boję się robić z nich podobne formy (broszki, wisiory) bo wydaje mi się, że jeśli taka biżuteria np. upadnie to sam klej nie wytrzyma i kamień odleci.
Jak zabezpieczasz swoje prace? W tym przypadku, wydaje mi się, że ten Twój howlit nie ma żadnych otworów, więc nie jest przyszyty? Oprawa z koralików też nie nachodzi z góry na tyle, żeby przytrzymać kamień... czy masz jakieś tajemnice, które możesz nam zdradzić? ;))))
Ogólnie jeśli o mnie chodzi to mam kolekcję ładnych plastrów agatu, ale ich brzegi są tak ładne, że nie chciałabym ich zakrywać koralikami... właściwie te postrzępione brzegi są najładniejszym elementem, więc nie mam pomysłu jak przymocować dobrze do podłoża, żeby z czasem nie odpadł kamień. Sam klej Rayher lub uniwersalny UHU załatwi sprawę, Twoim zdaniem, czy nie? W końcu to ciężki kamień + materiał.. sama nie wiem.
A tak na marginesie Joasiu - czy masz jakiś sposób na odróżnienie prawdziwego turkusa od howlitu? Czasem robi się zakupy "bez etykietek" np. w postaci biżuterii do rozbiórki, czy w zestawie różnych minerałów i potem nie wiadomo z czym się ma właściwie do czynienia ;)
Pozdrawiam i gratuluję tego kalendarza! :D
Amelio, faktycznie Rayher może nie wystarczyć. Kleje polimerowe najlepiej "łapią" na dwóch podobnych powierzchniach, czyli np. podobnie gładkich. Szorstki filc i gładki kamień to nie jest trwały związek. Wystarczy oczywiście na podtrzymanie kaboszonu na czas oplatania peyotem, czy innym "koszyczkiem", ale tak jak piszesz, przy upadku może puścić. Rzecz jasna o biżuterię trzeba dbać i pewnie najmniej bym się bała o odpadniecie kaboszonu przy upadku, a prędzej
Usuńzawału bym dostała, gdyby mi coś pękło, czy się potłukło. Tfu, tfu, nie zapeszajmy.
Moim sposobem na względnie solidne przymocowanie kaboszonu, no bo przyjdzie taki Pudzian i udowodni, że jednak nie takie mocne, jest odtłuszczenie powierzchni klejonej kaboszonu np. spirytusem i przyklejenie go klejem dwuskładnikowym epoksydowym. Wiązaniu trzeba dać czas, czyli dobę, można docisnąć czymś, żeby lepiej chwyciło. Zdarzała mi się też profanacja i kaboszon lekko matowiłam pilnikiem, niszczy to trwale, ale klej lepiej się trzyma.
Innym klejem, który mnie nie zawiódł, jest E6000, ale ten autentyczny, nie chińskie podróby.
Co do autentyczności turkusa, najlepszą metodą weryfikacji jest cena. Prawdziwy turkus jest drogi i sprzedają go sklepy, które szanują klienta na tyle, by nie pozwolić sobie na ściemę. Np. Skarby Natury. Wszystko, co wygląda jak turkus, a jest tanie, nie jest turkusem. Chociaż przyznać trzeba, że niektóre howlity są naprawdę ładne. Ale tak samo, jak "perła seashell" nie jest perłą, a imitacją, tak howlit, nie jest turkusem, a jedynie go imituje.
Mam nadzieję, że trochę pomogłam :)
Dzięki ;) Myślałam o dwuskładnikowym, ale zawsze kiedy tylko mogę unikam tego kleju, bo nie lubię go używać. Jednak w tym przypadku, gdy niczym nie zasłoniłabym brzegów plastra agatu, to wskazane by było pewnie dodatkowo użyć podkładu trwalszego do przyklejenia, zamiast filcu - myślę, że Super Suede powinien zdać egzamin... tylko martwi mnie jeszcze jedno: czy klej nie będzie widoczny poprzez półprzezroczysty kamień? Mam w domu dwuskładnikowy epoksydowy klej ze sklepu budowlanego i zdaje mi się, że jest jakiś beżowy... pewnie powinnam kupić przejrzysty, ale ciekawe czy też nie będzie przebijał? Plaster agatu jeden jest blado-zielonkawy, drugi beżowy, ale oba są prześwitujące - dość porządnie ;) Boję się, żeby ten ich urok gdzieś nie uleciał przy moich eksperymentach :D
UsuńTrzymam je tak już parę lat i tylko co jakiś czas wyciągam, żeby się napatrzeć ;) Chyba czas zaryzykować.
Z tymi turkusami to jest taka sprawa, że kilka lat temu kupiłam na licytacji i zapłaciłam mało, ale kupowałam jako bryłkę turkusu - do dziś zastanawiam się, czy jest to prawdziwy turkus, bo dla mnie turkusy i howlity wyglądają podobnie...no chyba, że howlit jest na tyle kiepski, że od razu widać. Próbowałam dojść po kolorze żyłek, ale zaprowadziło mnie to donikąd :)))
Chyba musisz zaryzykować, bo inaczej się nie przekonasz. Teoretycznie epoksydy zastygają na przezroczysto, ale musisz idealnie go rozprowadzić, bez bąbelków i prześwitów. Sztuczny zamsz jest ok, ale te sztywne podkłady też dają radę, są w miarę gładkie, no i nie odkształcą się pod ciężarem kamienia.
UsuńTak mi się nasunęło, a może pokaż ten turkus specjaliście, np. na jakiejś giełdzie minerałów?