Można powiedzieć, że przez chwilę zamieniłam swoją pracownię na taśmę produkcyjną. Z myślą o zbliżającej się porze obdarowywania innych prezentami, zrobiłam kilka broszek w stylu origami. To chyba najbardziej pożądane, jeśli mogę to tak określić, spośród moich prac. Bez przerwy dostaję o nie zapytania i pomyślałam - czemu nie, skoro mogę zgodnie z prawem podjąć się czegoś takiego jak sprzedaż nierejestrowana. Sytuacja win - win, niech każdy skorzysta, stąd ostatnio możecie oglądać tu wzmożony ruch misternych zwierzaczków.
Chwilę zajęło mi zrobienie tego stada, bo to dość żmudna praca, zwłaszcza, że staram się z całych sił, by wszystko było zrobione dokładnie, z precyzją i z dobrych materiałów. Szyję więc powoli, ale dokładnie.
Dziś przedstawiam największego z gromadki i najbardziej ognistego liska.
Wybrałam dla niego szczyptę bardzo czerwonych koralików Miyuki, które połączyłam z pomarańczowymi i żółtymi Toho i Preciosa. To one są odpowiedzialne za to, że broszka niemal płonie, gdy się na nią patrzy.
Broszka ma wymiary w przybliżeniu 8 cm na 5,5 cm i super wygląda na płaszczu. Zrobiłam jej jazdę próbną, wpinając w klapę paszcza podczas krótkiego wyjścia i zdecydowanie zwracał uwagę. Plamy nigdzie nie miałam, więc bez wątpienia chodziło o niego.
Dla kontrastu wybrałam mu fioletowo-niebieski tył z Ultrasuede. Jest to więc całkowicie wegański i cruently free twór, nie licząc mojego pokłutego palca.
To chyba mój ulubiony lisek, więc nie rozstanę się z nim bez żalu.
Poniżej cała broszkowa załoga.
A jak u was z przygotowywaniem prezentów, macie już wszystkie? Wybraliście może coś handmade dla bliskich? U mnie w tym roku zdecydowanie rękodzielniczo, planuję też sama sobie kupić coś od zdolnej koleżanki, bo czemu nie ;)
Pozdrawiam was grudniowo!
Nigdy dość oglądania Twoich prac- cudo!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńCudne te liski!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobają :)
UsuńPrześliczne prace!!!
OdpowiedzUsuńAch czy kiedyś tak mi wyjdzie...
Pozdrawiam
Ewo, jestem pewna, że tak :) Gdy się robi to, co się kocha, zawsze wychodzi :)
UsuńLiski Twoje są przepiękne i nie dziwię się wcale, że rozchwytywane. U mnie handmade w prezentach co roku, ale tym razem głównie nabyty, bo nie mam zbyt wiele czasu na produkcję koralikową :)
OdpowiedzUsuńJa jak co roku mam ambitne plany, a potem kombinuję na ostatnią chwilę. Ale jeszcze trochę czasu jest, może zdążę ;)
UsuńKolejny śliczny rudzielec i widać, że rzeczywiście jest najbardziej "ognisty" :)
OdpowiedzUsuńJa z prezentami, jak co roku, jestem w czarnej d... dziurze ;)
Mam nadzieję, że dziura okaże się mniej czarna niż wygląda, sobie zresztą życzę tego samego. Obym nie musiała, jak w zeszłym roku, redukować potraw świątecznych z braku czasu na koralikowe prezenty, a tych mam trochę do ogarnięcia ;)
UsuńSłodziakowa kolekcja! :)). U mnie z prezentami podobnie jak u Ani. Póki co, czarna dziura ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu :) Dziura musi być, inaczej świątecznej tradycji rękodzielnika nie stałoby się zadość ;)
UsuńLisek cudowny, tak jak i reszta stadka. :) Fascynujące jest to, że każdy z nich jest jednak inny. :)
OdpowiedzUsuńW tym roku i ja robię koralikowe prezenty, ale ze względu na kłopoty z ręką jestem w czarnej... dziurze, no niech będzie, że dziurze. Może jeszcze się wyrobię. I malować też miałam. Ale jeszcze nie zaczęłam.
Ech.
Bardzo zacny lisek. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZaczarował mnie ten lisek. Ta czerwień dodaje mu magii
OdpowiedzUsuńLisek rządzi, jest przeuroczy, a przede wszystkim po mistrzowsku wykonany :)
OdpowiedzUsuń