Listopad to pora mało ślubna, niewiele par wybiera ten miesiąc na zawarcie związku małżeńskiego. Zimno już, szybko robi się ciemno, często pada, plenery niepewne, a w nazwie miesiąca nie ma "r". Z drugiej strony nie ma problemów z terminami, łatwiej o zniżki i się człowiek mniej poci ;) Ja brałam ślub w listopadzie i nie żałuję. Ale ja nie o sobie miałam pisać, a o podarkach ślubnych.
Czy wiedzieliście, że dawniej przyszli małżonkowie dawali sobie prezenty ślubne? Nie mam tu na myśli stada kóz dla rodziny panny młodej, ale nie mniej kosztowne upominki, jakie zazwyczaj pan młody ofiarowywał swojej wybrance w dniu ich ślubu.
Dajmy na to taki książę Albert, w 1840 roku podarował królowej Wiktorii broszkę z imponującym szafirem w otoczeniu okazałych diamentów. Dumna królewska oblubienica przypięła ją do sukni ślubnej. Dziś ten sam klejnot nosi jej potomkini Elżbieta II.
Nie mając nadziei, że miłościwie panująca królowa zechce w najniższym czasie sprzedać tę piękną broszę, ani na to, że w niedalekiej przyszłości znajdę się w posiadaniu jakiegoś miliona funtów na jej zakup, zrobiłam sobie własną wersję "broszki Alberta". Chociaż właściwsze będzie stwierdzenie, że zainspirowałam się tą ozdobą i stworzyłam coś na kształt.
Rzecz jasna miałam do dyspozycji mniej kosztowne półfabrykaty i wybrałam zupełnie inną technikę, lecz produkt finalny bardzo przypadł mi do gustu. Nie planuję ponownie wychodzić za mąż, ale z pewnością ubiorę tę broszkę na wielkie wyjście, z mężem oczywiście :)
W samym centrum broszki znajduje się szafirowe szkło fusingowe z pracowni Apandany, które mieni się zatopionymi wewnątrz "złotkami", ale konsekwentnie odmawia sfotografowania :)
"Szafir" otoczyłam perłami słodkowodnymi, a wszystko przyszyłam koralikami Toho treasure w kolorze Nickel.
Tył podszyty naturalną skórą kozią barwioną na niebiesko. Przy tej wielkości broszki i licznych zawijaskach na krawędziach, musiałabym chyba szyć włosem by szwy były mniej widoczne, dlatego wybaczcie ten nieco toporny efekt. Wygodne zapięcie daje możliwość noszenia broszy w formie naszyjnika.
Pasuje też do mojego szalika :) A tak prezentuje się oryginalny klejnot królewski:
Żródło |
Jestem ciekawa Waszej opinii o dawnej biżuterii i czy kiedykolwiek tego typu klejnoty były Waszą inspiracją do wykonania biżuterii z koralików?
Ja jestem wielką broszkomaniaczką i z pewnością zrobię jeszcze dla siebie jakąś koralikową replikę.
Póki co zapraszam Was serdecznie do lektury krótkiej historii broszki mojego autorstwa, którą możecie przeczytać w najnowszym numerze gazetki Bead Beauty. Pisemko jest darmowe i możecie je ściągnąć wchodząc na stronę sklepu Beadbeauty.pl --> KLIK W najnowszym numerze znajdziecie również bardzo fajny konkurs z atrakcyjną nagrodą.
Pozdrawiam ciepło!
Cudna! Twoja inspiracja bardzo mi się podoba, razem z otoczką, bo jestem z wykształcenia historykiem :-) często inspiruję się zabytkową biżuterią, zapraszam do odwiedzenia moich tablic pinterest. Najbardziej kocham art deco.
OdpowiedzUsuńJa dopiero niedawno zaczęłam się starą biżuterią "jarać", absolutna fantastyczność :) Chyba mam już polubione Twoje tablice. Art deco i art nouveau - genialne epoki!
UsuńPrawdziwie królewska! Piękną broszkę zrobiłaś, jest inna rzecz jasna od poprzednich, ale faktycznie wygląda "kosztownie". Świetnie prezentuje się z szalem, podejrzewam że przypięta do płaszcza będzie robić fantastyczne wrażenie.
OdpowiedzUsuńLubię takie inspiracje. Dawna biżuteria czy generalnie moda mogą dostarczyć mnóstwo pomysłów. Sama chętnie sięgam do "Historii Mody". Mnie fascynuje biżuteria typu gotyk czy bollywood, ale niestety nie wiedziałabym gdzie i kiedy to nosić, dlatego rzadko zdarza mi się coś takiego poczynić :-)
A do gazetki zajrzałam - warto, polecam wszystkim!
Już wcześniej się przymierzałam do takiego zabiegu, ale dopiero gdy trafiłam na w miarę prostą formę to zaryzykowałam. Ogromnie mi się podoba stara biżuteria, oczywiście nie na moją kieszeń, ale wspaniale, że cześć z niej można "przetłumaczyć" na koraliki. Dlatego powinnaś koniecznie spróbować.
UsuńJest jeszcze jeden bonus, trudno by ktoś Cię oskarżył o plagiat ;))) i nie mam tu na myśli, że autor nie żyje.
Śmiem twierdzić, że Twoja "replika" zdecydowanie ładniejsza! I jako również rękodzielniczy historyk - doceniam tym bardziej! :)
OdpowiedzUsuńTakie docenienie jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem, ja historię znam głównie ze źródeł pozaszkolnych, a historię zdobnictwa, ubioru i biżuterii chętnie poznałabym dogłębniej. Fascynujący temat!
UsuńAle cuda, jak ja takie lubię!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu, ogromnie się cieszę, że przypadła Ci do gustu.
UsuńTwoja podoba mi się bardziej niż oryginał :))) bo w takowych raczej nie gustuję, trochę nie moje klimaty... za to koralikową wersją bym nie pogardziła :)
OdpowiedzUsuńZaraz lecę zaglądać do gazetki :)
Ja lubię biżuterię z duszą, inna sprawa, że mnie na nią nie stać, więc mam w swoich zbiorach trochę szklano-drucianych podrób, też ładnych. Za to nie spodziewałam się, że z koralików też da się coś wyczarować w tym klimacie.
UsuńPiękna:) I jak dla mnie dużo lepiej prezentuje się od pierwowzoru:) Te diamenty potrzebują koralikowej oprawy;) Może Elżbieta II zgodziłaby się na renowację:D
OdpowiedzUsuńChętnie bym co nieco Eli okoralikowała, gdyby tylko wyraziła taką chęć :))))
UsuńSuper wyszła! Świetny pomysł na wykorzystanie kawałka historii (jakby nie było) do zrobienia czegoś fajnego.
OdpowiedzUsuńMnie też Twoja "replika" wydaje się ciekawsza od oryginału!
Widzę, że "replika" zwycięża :)) Szczerze mówiąc chyba bałabym się nosić oryginał, tym bardziej, że mam niezwykłą umiejętność gubienia małych przedmiotów :)
UsuńAsiu, śmiem twierdzić - podobnie jak moje koleżanki wyżej - iż Twoja wersja jakoś bardziej do mnie przemawia :)
OdpowiedzUsuńJa również mam pewne zboczenie na punkcie starej biżuterii - ale takiej bardzo, bardzo starej, pradziejowej tudzież starożytnej :) Ot, zboczenie zawodowe :P
I mam w głowie kilka cudownych drobiazgów przed oczyma, ale jeszcze nie nadszedł czas, aby je przetransformować :)
Pozdrawiam
No tak bo Ty pracujesz w muzeum, oj zazdroszczę Ci tej posady i dostępu do tych wszystkich wykopalisk, artefaktów i historii. Chętnie bym zobaczyła Twoje koralikowe transformacje, tym bardziej, że masz łatwiejszy dostęp do oryginałów. Fajnie by było wprowadzić na blogi taki historyczny cykl, ciekawe co by się z tego urodziło.
Usuńo tak zdecydowanie twoja piękniejsza jest <3 co do inspiracji biżuterią innych epok jeszcze takich nie robiłam - od jakiegoś czasu myślę nad carską Rosją lub nad biżuterią indyjską, zobaczymy co z tego myślenia się wykluje ;) Asiu napisałam do ciebie e-mail jakbś mogła zerknąć to bym się bardzo cieszyła :) pozdrawiam ciepło Sylwia
OdpowiedzUsuńCarska Rosja daje spore pole do popisu, zdaje się, że w zeszłym roku Beadbeauty miało konkurs o tej tematyce i pamiętam, że prace były niesamowite. Jestem ogromnie ciekawa Twojego dzieła.
UsuńI ja pozdrawiam, mam nadzieję, że Ci pomogłam swoją emailową odpowiedzią.
Zgadzam sie z poprzedniczkami , Twoja wersja bardziej przypadła mi do gustu po nowemu :) wyszła ślicznie :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że tylu osobom podoba się moja wersja :)
UsuńOtro broche divino, y una versión mucho más bonita.
OdpowiedzUsuńNoelia
Dziękuję Noelia :)
UsuńW następnym życiu, jak ponownie poślubię mojego męża, wyśle go najpierw do Ciebie po biżuterię :) No chyba, że będę mrówką... A brocha jest przepiekna! I bardzo lubię starą biżuterię, mam nawet brochę odrobinę w tym stylu po Babci... Nie ma w niej co prawda brylantów, ale to i lepiej bo nosi się bez stresu :D
OdpowiedzUsuńMożesz go wysłać i teraz, prezenty bez okazji to wręcz powinność dobrego męża ;))
UsuńJa niestety nie mam żadnej wiekowej i do tego cennej biżuterii, co najwyżej trochę ładnej o wartości sentymentalnej, ale też boję się jej nosić.
Wspaniała praca. Bardzo efektowna :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, jest mi bardzo miło, gdy czytam takie słowa :)
UsuńFantastyczne prace, zapraszam po wyróżnienie Libster Blog Award
OdpowiedzUsuńDziękuję, za miłe słowa i wyróżnienie.
UsuńIście królewski klejnot... a artykuł bardzo ciekawy!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Dzięki, artykuł krótki, bo taki był zamysł, inaczej cały numer składałby się z mojej broszkowej opowieści :)))
UsuńAsiu, z całym szacunkiem dla królewskiego klejnotu, ale niech zdobi szaty Elżbiety II. Ja wolę Twoją wersję.Bardziej subtelną i delikatną. Powiedziałabym piękniejszą wręcz :)
OdpowiedzUsuńJa nawet jestem przekonana, i mój wspierający mąż mnie w tym bezustannie utwierdza, że miłościwie panująca, lepiej wyglądałaby w mojej broszce! :)
UsuńCudna broszka :-) Piękniejsza od oryginału :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Izabelo :)
UsuńCudna jest to broszka z historią :) U ciebie nic nie powstaje przypadkiem :)
OdpowiedzUsuńCzasem powstaje, ale te przypadkowe twory zwykle idą na przemiał, nazywam je "ćwiczebne" :)) Dużo bardziej wolę, gdy o danej rzeczy można opowiedzieć jakąś ciekawą historię, wtedy można je nazwać przedmiotami z duszą :)
UsuńWow! Świetna jest! Fajnie, że zrobiłaś zdjęcie na tym wdzianku - dzięki temu mam porównanie jak może wyglądać na ubraniu, a wygląda iście królewsko :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam biżuterię z dawnych lat, lubuję się w filmach kostiumowych...kiedyś nawet myślałam, że mogłabym żyć w tamtych czasach - suknie z rondem, bogata biżuteria i dodatki, gorsety, pudernice, pachnidła ;p Miało to swój urok ;)
Prawdę mówiąc przydałaby mi się jakaś modelka, jednak na "ludziu" biżuteria prezentuje się najlepiej i najpełniej. Z drugiej strony, o tej porze roku, broszki noszę na szalikach, więc zdjęcie poglądowe jest jak najbardziej obrazowe.
UsuńCoraz bardziej lubię filmy kostiumowe, ale w tamtych czasach nie bardzo chciałabym żyć, pierwszy powód - brak opieki dentystycznej i medycznej, a drugi - chociaż zapewne mogłabym oddawać się swoim pasjom, bo są bardzo kobiece, to nie mogłabym uczyć się i mówić tego co myślę.
Biżuteria z dawnych lat ma w sobie wiele uroku i jest całkiem inna. Ja osobiście się nie inspirowałam, ale widzę, że warto. Powiem Ci, całkiem szczerze, że chociaż oryginał ma brylanty to i tak mnie się podoba bardziej Twoja!:)
OdpowiedzUsuńWarto, warto! Ciekawa jestem co wymyślisz, jak już się weźmiesz za temat.
UsuńNie będę oryginalna gdy napiszę, że w Twojej wersji baaardzo mi się podoba, a na tamtą nie zwróciłabym uwagi.
OdpowiedzUsuńA mnie tamta od razu wbiła w ziemie, raz, że ma fajną historię, dwa, że ten szafir mnie zahipnotyzował, ale przyznać muszę, że to szkiełko od Apandany tez skradło moje serce :)
UsuńAsiu , w Twoim wykonaniu wszystkie broszeczki są niezwykle piękne a ta jest królewska :)
OdpowiedzUsuńI jest tylko moja, a nie żadnej królowej :)))))
UsuńPiękna broszka, zresztą jak każda którą wykonujesz, podziwiam i zazdroszczę takiego talentu:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Sabino, za tak miłe słowa :)
UsuńZachwycająca jest Twoja broszka ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Edytko, cieszę się, że Ci się podoba.
UsuńHa! A ja ją już widziałam wcześniej w gazetce BeadBeauty :)))
OdpowiedzUsuńMuszę obiektywnie przyznać, że Twoja wersja jest dużo lepsza od oryginału - naprawdę! Oryginalna broszka nie wzbudziła mojego szczególnego zachwytu, czy chęci posiadania (pomijając jej wartość materialną, bo zawsze można spieniężyć i pojechać na Kanary ;D) ale za to Twoją chętnie bym nosiła od zaraz... jest przeurocza, a zdjęcie na chuście pokazuje jaka jest subtelna i filigranowa - bardzo w moim guście... napatrzeć się nie mogę i zastanawiam się dlaczego do tej pory nie przyszło mi do głowy, żeby wzorować się na starych klejnotach :) Zwłaszcza tych art deco. Chyba też poszukam sobie inspiracji ;D
A małżonka serdecznie zapraszamy do wystąpienia w roli "ludzia", który zaprezentowałby broszkę na chuście... na sobie ;) Czasem trzeba się poświęcać dla dobra sztuki!
To fakt, brocha miała premierę krótko przed blogiem :)
UsuńOryginał całkiem mi się podoba, ale co tam Kanary, pomyśl ile za to będzie koralików :))
Masz rację, dopiero na szaliku widać proporcje i jej delikatność, będę musiała częściej robić zdjęcia z jakimś obiektem dla kontrastu.
Oj, mąż chyba nie przeżyłby takiej roli, chociaż jego poświecenie i tak jest godne podziwu. Może gdybym zrobiła jakiś męski biżut zechciałby założyć go na potrzeby sesji bo o noszeniu nie ma mowy :)
Myślę, że to królowa powinna Tobie zazdrościć, a przynajmniej ja zazdroszczę Tobie, a nie królowej. Monarszy klejnot na pewno powstał z dużo droższych materiałów, ale w moim odczuciu jest, jakiś taki, niedokończony, łysy. Ty nadałaś swojej broszce finalny sznyt. Obszycia nadają jej filuterności, ale są w sam raz. Jest bogactwo i jest wysmakowanie. Wspaniała, po prostu!
OdpowiedzUsuńKurcze, to może lepiej jej nie pokazywać bo jeszcze będzie chciała ;)))
UsuńChociaż klejnoty są fajne, w szczególności tak duże i kosztowne;p , to szczerze mówiąc, Twoja wersja broszki, znacznie bardziej mi się podoba:) Wyszła Ci pięknie:)
OdpowiedzUsuńDzięki, chyba założę jej fanklub :))
UsuńPrzepiękna broszka! Bardzo retro, ale dzięki temu ponadczasowa, elegancka i w ogóle "posh" :) Pozdrawiam i zapraszam na mój blogowy konkurs :)
OdpowiedzUsuńNawet nie pomyślałam o tym, że będzie ponadczasowa :) Ale to dobrze, jest szansa, że zostanie ze mną na bardzo długo, bo niestety mam tak, że po jakimś czasie nudzą mi się moje wytwory i je oddaję innym.
UsuńTwoja broszka jest dużo ładniejsza od oryginału :) Wielkie brawa, z przyjemnością bym Ci ja zabrała i przypięła do własnego szalika!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Przez to ogólne pożądanie stała się teraz bezcenna, aż się ją boję nosić na moim szaliku :))
Usuńprawdziwie "royalowa" broszka! nie masz co ubolewać, że nie stać Cię na wykup pierwowzoru od królowej, bo Twoja "replika" absolutnie pierwowzorowi nie ustępuje :)) a wręcz jestem pewna, że gdyby królowa Twoją broszkę zobaczyła, to zaproponowałaby wymiankę ;)
OdpowiedzUsuńja od czasu do czasu inspiruję się królewskimi kosztownościami, co zresztą dobrze wiesz ;) nawet w tej chwili obmyślam kolejny post z klejnocikiem wprost od Tudorów ;)