Będzie ciut nietypowo, trochę pod Dzień Nauczyciela:) zamieszczam kilka porad. Wykład jest fakultatywny, można go pominąć;))
Rozpoczynając swoją przygodę z maleńkimi koralikami, niewiele wiedziałam o szczegółach ich zaplatania. Znalazłam w czeluściach internetu fotkę z bransoletką beadcrochet, spodobała mi się i postanowiłam ją mieć:) jak już dokopałam się do nazwy mojego obiektu pożądania i namierzyłam ją w sklepie internetowym, oszołomiona ceną postanowiła taką sobie zrobić. Phi, łatwizna, se zrobię - pomyślałam, nie będę komuś tyle płacić, skoro sama robię biżuterię. Gdy już zaczęłam zgłębiać temat okazało się, że zadanie mnie przerasta i chyba suma summarum taniej kupić, nie poddałam się jednak bo ze mnie beznadziejnie uparty egzemplarz;)
Moja konkluzja, po niezliczonej ilości godzin przekopywania neta w poszukiwaniu jasnych wskazówek jak samemu wydziergać sznur szydełkowo-koralikowy jest taka, że to co dla kogoś jest oczywistością, dla innego jest wielką zagadką. Teraz wiem również, że ogrom pracy, wiedzy, czasu i zaangażowania w powstanie rękodzieła powinien przełożyć się na taką a nie inną cenę, ergo tamta bransoletka kosztowała tyle ile powinna i swoich nie sprzedałbym taniej.
Rozpoczynając swoją przygodę z maleńkimi koralikami, niewiele wiedziałam o szczegółach ich zaplatania. Znalazłam w czeluściach internetu fotkę z bransoletką beadcrochet, spodobała mi się i postanowiłam ją mieć:) jak już dokopałam się do nazwy mojego obiektu pożądania i namierzyłam ją w sklepie internetowym, oszołomiona ceną postanowiła taką sobie zrobić. Phi, łatwizna, se zrobię - pomyślałam, nie będę komuś tyle płacić, skoro sama robię biżuterię. Gdy już zaczęłam zgłębiać temat okazało się, że zadanie mnie przerasta i chyba suma summarum taniej kupić, nie poddałam się jednak bo ze mnie beznadziejnie uparty egzemplarz;)
Moja konkluzja, po niezliczonej ilości godzin przekopywania neta w poszukiwaniu jasnych wskazówek jak samemu wydziergać sznur szydełkowo-koralikowy jest taka, że to co dla kogoś jest oczywistością, dla innego jest wielką zagadką. Teraz wiem również, że ogrom pracy, wiedzy, czasu i zaangażowania w powstanie rękodzieła powinien przełożyć się na taką a nie inną cenę, ergo tamta bransoletka kosztowała tyle ile powinna i swoich nie sprzedałbym taniej.
Czekając na moją pierwszą dostawę koralików Toho, poczyniłam wtedy taki oto naszyjnik z tego co akurat miałam w szufladzie i chociaż popełniłam przy nim wiele błędów to lubię go najbardziej:)))
Strasznie się dziwiłam, że nie wygląda tak jak te na zdjęciach, bardziej przypomina jeżynę;) i chociaż uważam, że ten sznur jest "podręcznikowym" wykazem kardynalnych błędów w technice beadcrochet to niechcący wyszło mi coś oryginalnego (najgorsze, że nie umiem tego powróżyć).
Przede wszystkim dobrałam za grubą nić w stosunku do rozmiaru koralika, a dokładniej do jego otworu. Tu użyłam zwykłego kordonka od Snehurki przez co widać go spod koralików. Lepiej nawlekać koraliki na możliwie cienkie kordonki lub nić do dżinsu, potrzebne będzie cieńsze szydełko by taką nić ładnie złapać, np w rozmiarze 0,9 lub 0,75. Kordonek powinien mieć kolor zbliżony do koralików, tu plus dla mnie;))
Aby rządki nie "rozłaziły się" należy dodatkowo prowadzić nić ciasno, zbyt luźny splot da efekt maliny. Będzie trudniej wbić szydełko, zrobi się odcisk na palcu, ale ponoć cierpienie uszlachetnia:), po jakimś czasie wejdzie Wam to w nawyk a efekty zaskoczą nie tylko Was.
Równe koraliki to zgrabny efekt końcowy dlatego zamówiłam Toho, które w przeciwieństwie do "zwyklaków" są hm... równiejsze. Mają też większe otwory przez co nawleka się je dużo szybciej. Ale nie jest to regułą, niejednokrotnie trafiałam na czeskie koraliczki równiutkie aż miło i na Toho jak siekierą ciosane. Z nieregularnych koralików można uzyskać niespodziewane efekty, ważne jest by nauczyć się równego ściegu przy ich zaplataniu. Powyższy komplet powstał z koralików z odzysku czyli ze sznurów kupionych na targowisku gdy byłam w liceum (czyli przed dinozaurami);))
Końcówki, które widzicie (tylko takie miałam pod ręką) są doszyte, pewnie kiedyś się odprują;) efekt mi się podoba, ale dużo pewniej użyć końcówek do wklejania. Metodą prób i błędów odkryłam, że najlepszym klejem do takich manewrów jest klej epoksydowy dwuskładnikowy, niestety cyjanoakryl (tzw kropelka) spowodował tylko, że moje biżutki regularnie wracają do naprawy wylewając na moją twarz rumieniec wstydu.
Plusem nieregularnych koralików jest, że po zszyciu takiej bransoletki zasłaniają ścieg, nie trzeba się więc wysilać by był perfekcyjny;) Niektóre błędy w konsekwencji przekuwają się na sukces, dlatego na początku nie warto się nimi przejmować:) Na przykład mój "rozlazły" ścieg spowodował, że sznur jest bardzo miękki i plastyczny, bransoletka wręcz "przelewa się", nie trzyma takiego kształtu jak na zdjęciu. Z naszyjnika przez to, mogę z łatwością zapleść kolejną bransoletkę.
Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam na śmierć tym długim wywodem, dlatego dodałam dużo obrazków;) nie trzeba czytać, można tylko oglądać;)) Przede wszystkim chciałam podzielić się swoimi doświadczeniami szczególnie z rozpoczynającymi swoją przygodę z beadingiem. Jeśli macie jakieś pytania chętnie Wam pomogę odpowiadając na nie.
A może macie ochotę podzielić się swoimi doświadczeniami w komentarzach? Co Wam sprawiało najwięcej kłopotów na początku Waszej przygody z daną techniką?
Przeczytałam uważnie i z zainteresowaniem Twój wykład. Ja niestety jestem z grupy, dla której to czarna magia i raczej tak pozostanie, tym bardziej, że drutami operuję sprawnie, ale szydełko ? I jeszcze do tego koraliki ? Co to to nie. Musiałabym usiąść z kimś kto mi pokaże co i jak, bo instrukcje internetowe w ogóle do mnie nie przemawiają. Twoje jeżynki są śliczne, uwielbiam jeżyny, takie czarniuteńkie i błyszczące.
OdpowiedzUsuńNigdy nie mów nigdy;))) Szukaj instrukcji na filmikach mają większy potencjał pedagogiczny;) A jeżynki, malinki, jagody...mniam, szkoda że już się skończyły:(
Usuńwspaniały komplet.
OdpowiedzUsuńOj, skąd ja to znam... Ja musiałam zamówić ósemki w kontrastowych kolorach, aby pojąć :) A co do korodonka - ja czasem lubię, kiedy widać nitkę pod spodem, a koraliki tak fajnie wystają :) A czasem nie - ale to też było przypadkowe odkrycie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńbardzo fajny komplet. ;)
OdpowiedzUsuńbardzo fajny komplet. ;)
OdpowiedzUsuńMi zdecydowanie najwięcej problemów sprawiało odpowiednie naciąganie nitki. Więc albo prace były sztywne, albo właśnie zbyt luźne, albo jedno i drugie w poszczególnych "etapach" ;p
OdpowiedzUsuńZnam to, paluszki bolały, ale najgorzej jak mi nitka pękała;)
UsuńPrzeczytałam z uwagą Twój wykład. Do dzisiaj mam problem z szydełkiem.Szydełkuję sznur, ale muszę być bardzo skupiona, bo co chwila coś się dzieje. Niestety nie mam " parcia na sznury " więc spokojnie mogę bez nich żyć. Cieszę się,że lubisz szydełkować i że daje Ci satysfakcję ta " ciężka praca". Pozdrawiam serdecznie!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszelkie robótki, kiedyś namiętnie szydełkowałam obrusy i zazdrostki do okna, chyba do tego wrócę;)
UsuńNo nie kiedy przeczytałam już cały tekst to na końcu widniało zdanie "nie trzeba czytać, można tylko oglądać;))" takie rzeczy to się mówi czytelnikowi na początku a nie na końcu. Tak wiem na początku było ze można wykład ominąć ale obiecałam sobie że wykładów nie będę omijać w tym roku...
OdpowiedzUsuńA tak na serio fajny post, szkoda ze ja nie mam talentów do tworzenia takiej biżuterii i nie mogę nic powiedzieć o moich początkach i próbach :(
Haha, no to teraz muszę Ci dać zaliczenie do indeksu:)))
UsuńA ja zazdroszczę! Bo sama jakimś cudem nie jestem w stanie ogarnąć dziergania tych sznurów. A najgorsze jest to, że na szydełku robię od ok. 4 klasy podstawówki i potrafię wykonać, każdy nawet najbardziej skomplikowany wzór... Sama już nie wiem... Ostatnio dostałam dwa sznury i się zakochałam, więc postanowiłam po raz setny spróbować, pomyślałam że może mi się uda, ale klapa jak zwykle. Więc tym bardziej podziwiam Twoje sznury i chylę czoła:)
OdpowiedzUsuńW końcu Ci wyjdą:) za to ja nie ogarniam sutaszu, wszystko mi się rozłazi i kłębi, po kilku próbach dałam sobie spokój...
Usuń