Wbrew tytułowi posta, nie będzie dziś o grupie Culture Club, lecz o kameleonie, myśląc jednak o tym wyjątkowym zwierzęciu, zawsze mam w uszach piosenkę
Boy George'a :)
Mój kameleon zawdzięcza swój wygląd pięknemu zdjęciu, będącemu inspiracją w konkursie Royal Stone. Jest to już ostatni etap w walce o kartkę kalendarza, tym razem wyjątkową, bo okładkową. Zasadniczo nie miałam zamiaru brać w nim udziału, ale tak mnie urzekła zaproponowana kolorystyka, że uległam :) Uwielbiam połączenie niebieskości i brązów! Pracę ukończyłam na ostatnią chwilę, bo guzdrałam się niemiłosiernie, ciągle zmieniając ostateczną postać. Wersja wyjściowa zakładała opaskę na włosy, ale zamówiona baza nie dotarła na czas, koniec końców stanęło na bardzo zakręconej bransoletce.

Moja interpretacja tematu ogranicza się do autorskiej adaptacji zwierzęcej formy na biżuterię. Trudno tu mówić o jakiejkolwiek wariacji na temat, mam nadzieję, że będzie mi wybaczone, bo moja praca jest mocno dosłowna. Wyszłam z założenia, kierowana doświadczeniem, że pewnie każdy zrobi coś abstrakcyjnego, wiec ja zrobię na odwrót ;) Okazało się, że nie tylko ja tak myślałam, wynikiem czego po konkursowym wybiegu hasa kilka całkiem dorodnych kameleonków :) Konkurencja jest ogromna, więc i moje szanse niewielkie, ale jestem z tej bransoletki niesamowicie zadowolona, tak już pozakonkursowo.
Do jej wykonania użyłam koralików Toho, kilku 4 mm kulek ametystu, fusingowego szkła od Apandany, naturalnej skóry koziej oraz Ultrasuede w roli podkładu. Haftowałam nićmi Superlon.
Dopiero po zapięciu, jak na rasowego kameleona przystało, bransoletka przeobraża się w ozdobę z prawdziwego zdarzenia.
Wyeksponować można dowolny fragment zwierza, lub paski, i za każdym razem mieć odrobinę inną biżuterię.
Zapięcie jest bardzo proste i nie wymaga umiejętności ekwilibrystycznych. Dwie kuleczki magnetyczne czynią tą trudną czynność, prawdziwą przyjemnością.
Strasznie nie lubię się męczyć z zapięciami, te magnetyczne są chyba najlepszą opcją jaką kiedykolwiek wynaleziono :)
Koraliki wyglądają na chaotycznie dobierane, są to jednak pomówienia :) kolory są tam gdzie powinny, a uzyskane faktury miały w zamyśle imitować skórę kameleona i to czynią. Nie dotykałam nigdy tego stworzenia, ale bransoletkę macam regularnie, mam nawyk dotykania wszystkiego co nowe, no chyba, że jest ewidentny zakaz :) a ta ozdoba dostarcza mi wyjątkowo dużo bodźców. A skoro przy zmysłach jesteśmy, lubię zapach wyprawionej skóry, mam nadzieję, że moja bransoletka zachowa ten aromat na długo.
Cienką, brązową skórkę przykleiłam bezpośrednio na podkład, obawiałam się, że dodatkowy filc, który zapewne ukryłby wybrzuszenia po ściegach, mógłby niepotrzebnie usztywnić całość.
Kameleon uśmiercił 3 igły, ale takim oczom wybacza się wszystko:)) By nadać mu wyjątkowego spojrzenia, sięgnęłam po moje ulubione kaboszony, czyli szkło fusingowe od
Apandany.
Szkiełko mieni się na niebiesko, gdzieniegdzie błyskając srebrnymi iskierkami zatopionymi w jego wnętrzu.
Jeśli macie ochotę wesprzeć mojego stwora moralnie, dajcie mu "lajka" na stronie konkursowej, może i nagrody publiczności nie zdobędzie, bo konkurencja naprawdę spora, ale chociaż nie będzie mu tak nieswojo :)
Zachęcam Was do wspierania innych prac, które wpadły Wam w oko -->
KLIK
Bardzo Wam dziękuję za dotrwanie do końca, mam nadzieję, że kameleon przypadł Wam do gustu. Zostawcie komentarz jeśli macie ochotę wyrazić swoje zdanie lub podyskutować :)
Pozdrawiam ciepło!