W całej swojej, nazwijmy to karierze, nie robiłam jeszcze niczego haftowanego koralikami dla mężczyzny. Prawdę mówiąc, nawet nie wyobrażałam sobie żadnego w mojej biżuterii, nie dyskryminując nikogo rzecz jasna. Jeśli jednak pan jakiś gustuje w wielkich i kolorowych biżutach, to nie mam z tym problemu, ale nie trafiłam jeszcze na takiego. Dlatego sporym szokiem była dla mnie prośba mojego męża.
Tytułem wstępu powinnam nieco nakreślić sylwetkę mojego ślubnego ;) Gdy go poznałam, był typowym absolwentem polibudy, a więc sztruksy, za duży T-shirt i totalny tumiwisizm w kwestii tak zwanego imidżu. Sporo pedagogicznego wysiłku kosztowało mnie przekonanie go, że jednak czasem we właściwym tonie jest dobrze i stylowo wyglądać. Można powiedzieć, że na tę chwilę uczeń przerósł mistrza, bo w szafie jest więcej jego ubrań niż moich. Ba! Mój mąż ma nawet więcej butów niż ja!
Gdy poprosił mnie o broszkę, lekko nie dowierzałam. Zaznaczył, że chce coś niedużego do klapy marynarki. Poprosiłam nawet o pomoc na swoim fanpage'u, co zaowocowało wieloma świetnymi pomysłami w komentarzach. Stanęło na czymś w stylu origami, a że M. interesuje się samolotami (lata na symulatorze), to zrobiłam mu samolocik :)
Samolot jest na tyle mały, na ile pozwalały koraliki. Mniejszy być nie mógł, nie tracąc formy, tak więc nie jest do końca zgodny z oczekiwaniami.