Ten wisiorek nie jest bynajmniej moim wkładem w Halloween, prawdę mówiąc oprócz swej "kripowatości" nie ma z nim nic wspólnego. Ano nie specjalnie jaram się halołinami i sama nie praktykuję, niemniej jednak szanuję wybór innych ludzi do obchodzenia czego chcą i kiedy chcą, o ile nie godzi to we mnie.
Mój wisiorek nawiązuje do Dnia Zmarłych w obrządku chrześcijańskim, a dokładnie meksykańskiego Dia de los Muertos. Wiadomo, co kraj to obyczaj i chociaż wierzymy w tego samego Boga, to modlimy się do niego w rożny sposób, na co bez wątpienia mają wpływ korzenie etniczne, kultura a nawet pozostałości po dawnych wierzeniach. U nas były słowiańskie bóstwa, w Meksyku azteckie, ale dziś wszyscy modlimy się o to samo, by dusze zmarłych odwiedziły nasze domy, zaznały spokoju i przebaczenia, oraz pomagamy im poprzez modlitwę trafić do raju. Dia de los Muertos, to tak naprawdę radosne święto, pozbawione grozy, żadne tam zombie, demony i sceny rodem ze "Lśnienia". Jedynym, względnie przerażającym, elementem są Calaveras, czyli ludzkie czaszki z cukru, ale to tylko pozorna groza, bo śmierć to początek życia.
Małe szkielety i czaszki przedstawiane są w niemal komiczny sposób, zawsze w radosnych kolorach i sytuacjach ukazujących prozę życia, które tak naprawdę jest tylko mgnieniem, podobnie jak śmierć. Prawdziwe życie zaczyna się po niej, jednakże na życie wieczne trzeba sobie zasłużyć, lub prosić bliskich o wymodlenie jej w te szczególne listopadowe dni.
Moja czacha to duża, metalowa zawieszka, którą nakleiłam na filc i obszyłam koralikami.
Starałam się by było jak najbardziej kolorowo i kwieciście, dlatego nie zawahałam się użyć hematytowych motylków, kwiatuszków i kuleczek, koralików z korala, granatu i pereł oraz akrylowych różyczek.
Przepastne oczodoły uzupełniłam 10 mm rivolkami, jedno oko jest fioletowe, a drugie bardziej ;)
Całość utrzymałam w czerwono fioletowej tonacji, ale tak sobie myślę, że każdy inny kolor dobrze by tu pasował.
Wisiorek jest całkiem duży, wraz z chwostem ma 15 cm długości i 5 cm w najszerszym miejscu. Zawiesiłam go na podwójnej atłasowej wstążeczce (52 cm i 5 cm przedłużki).
Tył podkleiłam czerwonym ultrasuede, które wnosi tu sporo energii.
Na ludziu prezentuje się okazale, niestety ludź w tym dniu nie prezentował się ani trochę ;)
Mam nadzieję, że zarówno krótka historia obchodów świąt 1-2 listopada w Meksyku, jak i mój czachon, przypadły Wam do gustu.
Pozdrawiam ciepło!