poniedziałek, 29 lutego 2016

Champagne pop, kolczyki

Dziś krótko i na temat. Po ostatnim wpisie, wielkim jak szafa trzydrzwiowa, to będzie miła odmiana, dla mnie również. Czasami naprawdę mi się nie chce, tak zwyczajnie, po kobiecemu. Leżałabym tylko i pachniała, chociaż to drugie bardzo opcjonalnie, wiadomo, musiałabym w to włożyć jakiś wysiłek, a mi się przecież nie chce ;)

Zrobiłam kolczyki, kolejne w tym samym fasonie (klik, klik) jednak z innym kryształkiem. Model ten jest bardzo wdzięczny w "produkcji" i jako jedyny jeszcze mi się nie znudził. Zauważyłam też, że to pożądany materiał na prezent, więc dopóki moje znajome są zadowolone, ja robię. 


Kolor szkiełek jest trudny do zdefiniowania, chwilami żółty, czasami beżowy, a niekiedy wydaje mi się, że wpada w róż.


Obszyłam je koralikami Miyuki Delica Tarnished Silver oraz Toho 15o Nickel. Bigle i łańcuszek zrobiono z oksydowanego metalu dobrej jakości. 


Tył kryształka zabezpiecza naturalna skóra w beżowobrązowym kolorze.


Zdjęcia na uchu nie mam, ale mam z pomalowanymi paznokciami :P W tym zestawieniu mniej więcej widać proporcje kolczyków. Ich długość to w przybliżeniu 8 cm.


Mam nadzieję, że ta prosta konstrukcja przypadła Wam do gustu. A jak wolicie coś bardziej "wypasionego" to zapraszam do poprzedniego postu --> KLIK Na prezentowaną w nim kolię, można wciąż głosować --> KLIK

PS. Post publikowany automatycznie, aktualnie odsypiam Oskarową galę ;)


sobota, 20 lutego 2016

Paradise Lost, kolia

Gdyby nie to, że kolię stworzyłam z myślą o konkursie, pewnie nie musiałabym tu za wiele wyjaśniać. Ktoś mógłby pomyśleć; ot, artystyczna wariacja na temat kwiatowej rabatki, które nawiasem mówiąc uwielbiam, ale ta z pozoru niewinna ozdoba ma wiele ukrytych znaczeń.

Temat wygnania z Raju jest stary jak sam świat, wielu artystów podejmowało go w swoich dziełach, wykształcając w naszej podświadomości katastroficzne wizje człowieka skazanego na tułaczkę i potępienie. Dla tych, dla których boski plan zapewnienia nam szczęśliwości po śmierci w Niebie jest sprzeczny z wyznawaną filozofią, kreacjonizm zaś kłóci się z teorią ewolucji, "Raj utracony" ma nieco inny wydźwięk.

Odchodząc od dosłowności tego wydarzenia, nasuwają się mi na myśl (i nie tylko mi) obrazy dużo bardziej namacalne, bliskie doświadczeniom każdego z nas. Utrata niewinności, oszczędności całego życia, pracy marzeń, cennej pamiątki, wielkiej miłości czy bliskiej osoby to prywatne raje, do których bram nie raz gubiliśmy klucze. Z własnej głupoty, nieostrożności czy niezależnie od nas samych. 

Osobiście wierzę, że gdzieś tam czeka na nas miejsce lepsze od tego, w którym żyjemy, gdzie nie ma trosk a tylko błogi spokój. Jak ono faktycznie wygląda, tego chyba nikt nie wie, w każdym razie brak relacji naocznych świadków. Jeśli każdy ma się tam poczuć uszczęśliwiony, to musi być zjawiskowe miejsce, zatem próba odtworzenia go w jakikolwiek sposób mija się z celem, bo dzieło to musiałoby podobać się wszystkim odbiorcom bez wyjątku.



Próbując przedstawić ten, jakby na to nie spojrzeć poważny temat, w formie biżuteryjnej, która ma funkcję mniej poważną, uznałam, że najlepiej będzie, jeśli odejdę od symboli, konkretnej religii czy osobistych doświadczeń i skupię się na założeniu, że "raj" to ogród pełen kwiatów, a "utrata" to siła zasysająca go w niebyt niczym czarna dziura.


W mojej kolii dominuje czerń, dostojna i elegancka, ale też niszczycielska, zimna i napawająca smutkiem. Symbolizuje ona żałobę po stracie tego, co dla nas drogie. Gdzieniegdzie przeplotłam ją bordowymi akcentami, by harmonizowały z ostrą czerwienią kwiatów.


Tło dosłownie wsysa próbujące zakwitnąć kwiaty. Ich kolor może nawiązywać do miłości, pasji i życia, a zieleń do nadziei, ale ja po prostu lubię kwiaty w tym kolorze dlatego go wybrałam.


Roślinki, trudno powiedzieć czy róże, stworzyłam od podstaw sama. Chociaż Internet jest pełen przeróżnych tutoriali, ja ambitnie dziergałam bez ich pomocy. Wykonałam je koralikami Miyuki oraz piętnastkami od Toho ściegiem peyote i herringbone. 


Zależało mi na tym, by kolia była przestrzenna, a poszczególne elementy wystawały nieznacznie ponad tło. Dzięki temu ozdoba jest bardziej plastyczna, ale też wymaga większej uwagi podczas noszenia i przechowywania.


Zapinanie jest proste w obsłudze, to zwykłe, chociaż mocne, zapięcie magnetyczne. Razem z łańcuszkami ładnie układa się na karku i co najważniejsze, nie uwiera. Łańcuszki są fabrycznie czarne, natomiast zapięcie podrasowałam sama lakierem do paznokci.


Naprawdę trudno robić za wykonawcę, modelkę i redaktora, dlatego selfik zrobiłam telefonem, bo tak łatwiej, ma filtry i inne bajery :) Poza może nie licuje z powagą sytuacji, ale przynajmniej widać jak kolia układa się na człowieku, a przyznać muszę, że nosi się ją bardzo przyjemnie.



RELACJA Z POWSTAWANIA

Zapraszam na krótką fotorelację z sadzenia kwiatków ;)


Nie mam zdjęć każdego etapu, ale też nie na tym się skupiałam, poza tym nie chcę nikomu sugerować, że to tutorial, bo tak nie jest.


***


***


***


Po tylu przejściach igłą, całość stała się bardzo wiotka, jak rozbity kotlet ;)


Przed podklejeniem kolii skórą, delikatnie ją usztywniłam cienką tekturą.


A tak wygląda z tyłu. Nie da się jej położyć płasko w tej pozycji, dlatego wybaczcie wybrzuszenia.


TROCHĘ INFORMACJI

Ilość roboczogodzin: 70*

Zużyte nici: łącznie 50 metrów Miyuki w 3 kolorach.

Zużyte koraliki: 20 g Toho Opaque Jet w 3 rozmiarach, 5g Miyuki Delica Semi Matte Opaque Red Dyed, 4g MD Opaque Forest Green Dyed, po 2 g MD Opaque Cranberry Dyed i 2g Toho Treasure G-L Raspberry, 3 g Toho 15o Opaque Pine Green i Metallic Moss, po 2 g 15o G-L Raspberry, Opaque Cherry i Pepper Red, 1g 15o Transparent Amethyst, 2g 11o T Amethyst.

Kamienie: kilka sztuk 3 mm kulek granatów, 4 mm kulek onyksu i łezka fasetowanego onyksu.

Szkiełka: 10 mm kryształek stożkowy typu rivoli, Fire Polish 3 mm Jet i Dark Garnet, czarne fasetowane oponki 2x3 mm.

Inne: 1 arkusz 20x30 cm szarego podkładu filcowego Knorr Prandell, zapięcie magnetyczne, łańcuszki aluminiowe, naturalna skóra kozia w czarnym kolorze.

Straty :) 2 igły i stan zapalny w przyczepie mięśniowym prawego łokcia.

* Nie szyłam 3 dni bez spania ;) pracę rozłożyłam na około 20 dni. W ten czas nie wliczam rozmyślań nad inspiracją, tworzenia projektu i wykroju, szukania materiałów, sesji fotograficznej, obróbki graficznej i tworzenia tego wpisu. Szczerze mówiąc, takie liczenie jest strasznie męczące i stresujące więc raczej nie powtórzę go w przyszłości.

***


Mam nadzieję, że moja praca przypadła Wam do gustu. Jeśli tak, zagłosujcie na nią na stronie konkursowej --> KLIK



Pozdrawiam serdecznie!

wtorek, 16 lutego 2016

Żyłka w beadingu, wyniki testu

Półtora roku temu zrobiłam dość obszerny przegląd nici do haftu koralikowego, dostępnych wówczas na naszym rynku. Parokrotnie uzupełniałam tekst o to, co w międzyczasie już można było u nas kupić, ale kwestię żyłek potraktowałam po macoszemu. Zapowiedziałam wówczas, że zanim się wypowiem, przeprowadzę własne testy ich przydatności w szyciu koralikami.

Nie ulega wątpliwości, że żyłki wydają się idealne do wszelkich plecionek, bo większość z nich jest przezroczysta, a przez to niewidoczna w robótce. Pomijając kwestię plątania się, bo i to można jakoś obejść, na przykład woskując włókno, to produkt ten wydaje się nie mieć wad. Sama chętnie nimi szyłam do czasu, aż w świat poszła fama, że żyłki po pewnym czasie ulegają biodegradacji. 

Żadna szanującą się beadingerka nie chce okryć się złą sławą przez biżuterię, która rozpada się na klientce. Nigdy nie należałam do osób, które wierzą plotkom czy przyjmują bezrefleksyjnie negatywne opinie innych osób, nawet nie udostępniam facebookowych apeli o pomoc, zanim nie sprawdzę ich prawdziwości. W kwestii żyłek nie było inaczej, owszem przyjęłam do wiadomości, że mogą okazać się nietrwałe, ale wolałam przekonać się o tym na własnej skórze.


O co tak naprawdę chodzi? Tak zwane żyłki to grupa włókien polimerowych, a dokładnie polietylen, zwany też linką wędkarską. Linki do wędkowania można podzielić na wersje jednolite, z pojedynczego włókna, czyli mono i plecionki. Na wszystkie zaś mówimy żyłki, pewnie potocznie, nie zmienia to faktu, że FireLine czy WildFire i inne linki zaadaptowane do beadingu, pierwotnie były materiałami wędkarskimi. Taka ciekawostka.

Niektóre z tych tworzyw mogą okazać się niestabilne w wysokich temperaturach, szczególnie te gorszej jakości. Producenci wychodząc naprzeciw użytkownikom, zwłaszcza wędkarzom, wypuszczają na rynek tworzywa odporne na promienie UV, działanie słonej wody czy mrozu. Produkty te z roku na rok są coraz lepsze gatunkowo i warto szukać takich właśnie nowinek.

Swoje pierwsze prace szyłam wyłącznie żyłkami, wybierałam te cienkie, około 0,16 mm średnicy, by swobodnie przychodziły przez cienkie ucho igły do beadingu, powiem szczerze, że dobrze mi się nimi pracowało.


Jedna z takich prac, którą nie wiedzieć czemu uznałam wówczas za ósmy cud świata ;) przysłużyła się nauce. Broszka w całości szyta jest przezroczystą żyłką Crocodile 0,16 mm firmy Jaxon. Technika, w jakiej została wykonana to haft koralikowy, a użyte koraliki pochodzą od japońskiego producenta - Toho.
Broszka została wystawiona na działanie wysokich i niskich temperatur oraz promieniowanie UV.

CEL TESTU

Ustalenie, czy żyłka wędkarska wykorzystana do przyszycia szklanych koralików, w biżuterii wykonanej techniką haftu koralikowego, nie ulegnie rozpadowi pod wpływem działania wybranych warunków atmosferycznych, czyli zmianom temperatur oraz promieniowaniu słonecznemu. Są to czynniki, jakim zwykle podlega biżuteria podczas noszenia. Z testu wykluczone zostały inne warunki atmosferyczne jak opady atmosferyczne, wiatr oraz wpływ czynników chemicznych.

WARUNKI W JAKICH PRZEPROWADZONO TEST

czas: 18 miesięcy

warunki zewnętrzne: granitowy parapet zewnętrzny okna wychodzącego na południe.

temperatura minimalna: -15 st C.

temperatura maksymalna: 38 st C.

wilgotność: trudno powiedzieć, bo w pochmurne, wietrzne czy deszczowe dni nie wystawiałam broszki na zewnątrz w obawie przed jej zniszczeniem.

warunki wewnętrznedrewniany parapet w pokoju od strony południowej.

temperatura minimalna w pomieszczeniu: 17 st C.

temperatura maksymalna w pomieszczeniu: 32 st C.

wilgotność w pomieszczeniu: 48-80 %

Za pomiary odpowiedzialne są moje termometry - elektroniczny pokojowy z funkcją badania wilgotności i zewnętrzny, standardowy rtęciowy, więc należy brać na nie poprawkę. Tak czy inaczej, nagrzany słońcem parapet jest dużo gorętszy, niż wskazuje termometr, to samo tyczy się mroźnych dni.  W ostatnich miesiącach broszka częściej była w pomieszczeniu, wystawiana jedynie na promieniowanie słoneczne. Starałam się jednak wynosić ją na zewnątrz podczas przymrozków i latem, gdy nie padało.


WYNIKI TESTU

Nadal uważam, że 18 miesięcy to za mało, by uzyskać miarodajne wyniki, niemniej jednak nie zaobserwowałam żadnych zmian w trwałości szwów. Co kilka tygodni czyściłam broszkę z kurzu, delikatną i suchą ścierką z mikrofibry, dużym zaskoczeniem jest, że nic nie wyblakło, a ozdoba nie straciła fasonu. W tym czasie podważałam paznokciem koraliki, by sprawdzić mocowanie, nic się nie poluzowało, nie odpadło, ani na takie się nie zapowiada.


18 miesięcy zmiennych warunków pogodowych, sporego nasłonecznienia (okno od południa) i wahań temperatury, nie wyrządziło broszce żadnych szkód. Koraliki przyszyte żyłką nie odpadły, a szwy nie zmieniły wyglądu. Nie zaobserwowałam żadnych oznak kruszenia się żyłki.  Nie wiem, jak będzie za rok czy dwa, ale na razie uważam szycie żyłką za bezpieczne.

Tymczasem odkładam brochę na parapet i obserwuję. Jak coś się zmieni, dam znać :)


poniedziałek, 8 lutego 2016

Variation in Blue, kolia

Wstyd mi niewymownie, że już luty a ja jeszcze niczego w tym miesiącu nie opublikowałam. Pochłonęły mnie inne sprawy i koraliki, a na blog nie wystarczyło czasu, ot życie. Niemniej jednak udało mi się zrobić kilka zdjęć zaległym pracom, zamknąć parę projektów i rozpocząć kilka nowych. Wysłałam też w świat pracę z poprzedniego posta i jakoś tak zrobiło się w domu pusto. Nowa właścicielka, zwyciężczyni facebookowego konkursu, przygarnęła ją z otwartymi ramionami, wisiorek ma się dobrze, a ja mogę spać spokojnie.

Kolia, którą dziś pokazuję, nie należy do nowych, nie miałam jednak okazji, by ją wcześniej opublikować. Projekt jest bardzo prosty, ascetyczny wręcz, jak na mnie rzecz jasna. To dosłownie kompozycja z resztek. Zostały mi koraliki Preciosy ze sprutej bransoletki, a ja nie miałam ochoty na oddzielanie kolorów i przekładanie ich do fiolek. 


Pomyślałam, że taki niebieski melanż dobrze będzie wyglądał na czymś mało skomplikowanym.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...