poniedziałek, 28 lipca 2014

Sherry Fans III, klipsy

Ostatnimi czasy dzielnie dziergam kolczyki i klipsy, te drugie głównie na użytek własny, chociaż powoli przekonuję do nich innych:) Dwa tygodnie temu odwiedziły mnie koleżanki ze studiów, jedna z nich zabrała ze sobą półrocznego synka, zresztą ten brzdąc to samą słodycz do schrupania :) niestety mały wszystkiego dotyka i szarpie. Taka faza, ale skutecznie uniemożliwia mojej przyjaciółce noszenie kolczyków. Ponoć nic tak nie boli jak życie, no cóż ucho wyrywane wraz z kolczykiem boli po stokroć bardziej. Podczas przymierzania moich poprzednich klipsów, padła sugestia, że byłyby dla niej idealnym (w każdym razie bezbolesnym) rozwiązaniem obecnego problemu. Wiadomo, jak każda kobieta lubi się stroić, ale przy tym małym huncwocie nie może. Następnego dnia z myślą o wszystkich młodych mamach z bolącymi uszami, zrobiłam te klipsy.


Są niewielkie, ładne prezentują się na uchu, a gdy mała ciekawska łapka po nie sięgnie, zostaną w niej bez ucha:) Wilk syty i mama cała.


Wzór nie jest moim pomysłem, stworzyła go Sherry Serafini i zaprezentowała w formie tutorialu w książce "Sensational Bead Embroidery" Sherry Serafini, wyd. Lark Crafts, kwiecień 2011. Moje poprzednie interpretacje tego projektu można zobaczyć tu i tu.


Zrezygnowałam z niektórych elementów zaproponowanych przez autorkę i dodałam kilka od siebie. 
Do stworzenia tych maluchów użyłam koralików od Toho w rozmiarze 11o w kolorze Opaque Jet i Gold-Lustered Orion, piętnastek Higher-Metallic Iris Olivine, Treasure Matte Metallic Gray, kryształków FP 3mm Jet oraz 4 mm matowych hematytów o pięknej zielonkawej opalizacji. 


Tył podszyłam czerwoną alkantarą, zapięcia mają kolor jasnego srebra.


A wszystkie moje ostatnie nauszne poczynania, prezentują się tak:


Wiem, że grupowe zdjęcia rodzinne cieszą się dużą sympatią, więc voilà :)

Dziękuję, że do mnie zaglądacie, komentujecie i dodajecie blog do obserwowanych, co napawa mnie nieopisaną radością:)

Pozdrawiam serdecznie!

środa, 23 lipca 2014

Black Widow, kolczyki

Nazwałam te kolczyki trochę przewrotnie, gdyż w oryginale ten projekt Tipiki nosi nazwę Honeymoon. Jednakże moja interpretacja bardzo rozmija się z kolorystyką zaproponowaną przez autorkę i prawdę mówiąc gdy tylko skończyłam swoją pracę, od razu wiedziałam, że nadam im imię śmiercionośnej bestii ;) Kolczyki wykonałam według instrukcji z magazynu Beading Polska nr 2, ostatnio często sięgam po cudze projekty i bynajmniej nie z braku weny czy inwencji twórczej, po prostu sprawia mi przyjemność mierzenie się z czyjąś wyobraźnią. Ot taki spacer w cudzych butach, bardzo ciekawe doświadczenie. 



Kolczyki szyło się przyjemnie, chociaż korciło mnie by dokonać kilka i to nawet dużych zmian. Powstrzymałam się jednak i jedyne odstępstwo stanowią mroczne kolory.


Znaleźć więc tu można mnóstwo czerni w postaci japońskich Toho 11o Opaque Jet, niewielką ilość szarości w koralikach Transparent Frosted Gray oraz sporo blasku dzięki Toho 15o Bronze i Toho Treasure Galvanized Blue Gold.


Brązowe kamyczki w postaci markiz i maleńkich 4 mm kuleczek to tygrysie oko, zaś czarne, centralnie osadzone szkiełka to bardzo przeze mnie lubiane kaboszoniki fusingowe od Apandany.


A te szare intrygujące owale to najzwyklejsze w świecie pastylki z mieszanki akrylu i masy perłowej, które...


...odrobinę różnią się od siebie barwą, jednak dużo mniej niż sugeruje zdjęcie, drobinki masy perłowej odbijają światło i pod każdym kątem wyglądają ciut inaczej. Takie zdradliwe bestie:)


Tył podszyłam czarną ekoskórką i dobrałam bigle wykonane ze stali chirurgicznej. To solidne zawieszki, które na pewno nie spadną z ucha. Waham się jednak czy ich nie wymienić bo odrobinę rozpychają ucho, są bowiem dość grube.


To tyle w kwestii czarnych wdów :)


Na koniec chciałam się pochwalić, że od kilku dni moje wybrane prace można obejrzeć w galerii sklepu Beadbeauty :) To stamtąd pochodzi większość pięknych szkiełek, których ostatnio używam w swoich pracach, znaleźć tam jednak można dużo więcej wyjątkowych skarbów.

Dziękuję Wam ogromnie za to, że do mnie zaglądacie i jeszcze bardziej, że zostawiacie po sobie ślad w postaci komentarza, każda Wasza opinia jest dla mnie nieoceniona. 

Pozdrawiam serdecznie :)

poniedziałek, 21 lipca 2014

Dwa Lata Bloga - Wyniki Candy

Powiem szczerze, że narobiłam sobie tym candy, oj narobiłam! Dużo łatwiej byłoby przeprowadzić losowanie i mieć czyste sumienie, ale nie można, prawo zabrania organizowania loterii, musiałam więc wybrać sama. I tu się pojawia problem, bo jak zdecydować, która odpowiedź jest lepsza, jakie kryteria przyjąć i kogo nagrodzić? Od tego wszystkiego dostałam głowoboleści i globusa, ale możliwe, że to przez upał. Przeczytałam więc wszystkie "wypracowania" kilka razy, po czym poszłam spać. Proroczego snu nie miałam, jak na złość, za to śnił mi się rejs luksusowym statkiem wycieczkowym, morska bryza, wspaniałe jedzenie i uspokajający szum fal:) Przynajmniej głowa przestała mnie boleć i chociaż przez chwilę wydawało mi się, że mam przyjemny chłodek w pokoju. Ale do rzeczy.

Bardzo Wam dziękuję za podzielenie się niesamowitymi historiami na temat blogowania. Wiele z Waszych opowieści pokrywało się z moimi doświadczeniami, kilka wywołało uśmiech na twarzy inne wprawiły mnie w zadumę. Jedno jest pewne, powinni je przeczytać ci, którzy mają chwile zwątpienia i wahają się czy zlikwidować blog czy jeszcze trochę popróbować, te wspaniałe opowieści niejednemu dadzą kopa do działania, bo co tu dużo mówić - warto! O samym blogowaniu można książki pisać i każda będzie inna, równie porywająca, bo to w końcu część naszego życia.

Spośród 23 komentatorów tylko 20 osób zadeklarowało chęć zdobycia nagrody przez odpowiedź na moje pytanie, zatem to wśród nich wybrałam dwóch zwycięzców, a są to:

Lolissa z bloga Lolissa Soutache

Bardzo spodobało mi się Twoje podejście do blogowania i swoisty kodeks, którego twardo się trzymasz, ja nie mam tyle konsekwencji i nie raz złamałam wcześniejsze postanowienia, niemniej jednak podziwiam osoby, które stoją na straży swoich ideałów.  Dziękuję, że podzieliłaś się szczerą opinią i pokazałaś kawałek siebie :)

Betka z bloga Antidotum w koralikach

To co napisałaś, chociaż dotyczy innego kontekstu, całkowicie pokrywa się z tym co ja czułam zakładając bloga. Wszystkie moje znajome urodziły dzieci i przestały mieć dla mnie czas, ja zaś uległam kontuzji która "uwięziła" mnie w domu i myślałam, że oszaleję jeśli nie znajdę sobie jakiegoś okna na świat, który od czasu do czasu ze mną pogada:)

Dziewczyny skontaktujcie się ze mną mailowo, ustalimy szczegóły dotyczące Waszych wygranych.

Pozostałym bardzo dziękuję za udział i to co napisałyście, nie raz jeszcze będę wracać do tych opowieści, bo jest w nich ogromny ładunek pozytywnej energii!


środa, 16 lipca 2014

Summer Meadow, kolczyki

Muszę wyznać, że na łące z prawdziwego zdarzenia nie byłam całe wieki. Właściwie to nie pamiętam dokładnie kiedy stąpałam po trawie pełnej maków, chabrów, rdestów i innego ziela. Być może zniechęca mnie tamtejsza fauna, perspektywa ugryzienia przez rozsierdzonego bąka nie jest dla mnie zbyt atrakcyjna. A jednak wizja kropel rosy na zielonych źdźbłach, nieśmiało rozchylające się pąki kwiatów i upajający, ziemisto-miodowy zapach roślin rozgrzanych słońcem tuż po deszczu - działa na moją wyobraźnię i chociaż przez chwilę chcę poleżeć na łonie natury. A potem przypominam sobie te wszystkie insekty, gady, płazy i ssaki, które też tam są, pełzają, latają, gryzą i połykają ludzi w całości... chyba jednak nie jestem zbyt romantyczna. Raczej nie zaplotę wianka z czarcikęsem, wyczyńcem, jastrunem i kozibrodem,  za to zrobiłam bardzo ukwiecone kolczyki :)


Kolczyki uszyte w jedno popołudnie, bo i niespecjalnie skomplikowane. Skromna gama kolorystyczna, prosty kształt, ale im dłużej na nie patrzę, tym bardziej mi się podobają.


Nareszcie mogłam wykorzystać dawno kupione pastylki masy perłowej z kwiatowym nadrukiem. Obszyłam je koralikami Toho, kuleczkami barwionego jadeitu, kryształkami Fire Polish oraz perełkami Swarovskiego. 


Tył podszyłam ekoskórką w gołębim kolorze, zawiesiłam na biglach angielskich i gotowe. Kolczyki mają 6,4 cm długości wraz z biglem, są bardzo lekkie i ładnie układają się na uchu. 


Taka moja mała cegiełka do wakacyjno-urlopowego klimatu.

Bardzo wszystkim dziękuję za odwiedziny, pozostawiane komentarze i pozytywną energię, tym bardziej że latem trochę mniej się chce cokolwiek. Chyba, że zwyczajnie sobie poleżeć:))

Pozdrawiam serdecznie!

sobota, 12 lipca 2014

Pudełko do zagłaskania i kula w oplocie, czyli wymianka z Sylwią

Kiedy pod ostatnią wymianką rzuciłam hasło, że znów chętnie się z kimś wymienię, ale nie koniecznie na biżuterię, bo ta już mi się nigdzie nie mieści :) niemal natychmiast zareagowała Sylwia! Zasugerowałam, że potrzebuję pudełka, zaś Sylwia robi niesamowite dekupażowe dzieła. Omówiłyśmy szczegóły, dogadałyśmy terminy i obie wzięłyśmy się do pracy. Proces twórczy zabrał nam trochę czasu, ale gdy wreszcie otworzyłam przesyłkę zaczęłam piszczeć jak małe dziecko :) Lubię dostawać prezenty niespodzianki, chyba jak każdy, ale gdy te niespodzianki są tak fajne, to moja radość nie zna granic:))
Przechwalanie czas zacząć, oto co dostałam od Sylwii:


Więcej zdjęć lepszej jakości znajdziecie na blogu Sylwii --> KLIK


Zarówno pudełko jak i broszka zaskoczyły mnie do tego stopnia, że ciągle je macam:) Po raz pierwszy miałam w ręce biżuterię z shibori i szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że ta jedwabna materia jest tak delikatna i miła w dotyku! Sama broszka jest zaś o tyle niezwykła, że może być również wisiorkiem. Chyba rozpisywanie się o kwestii jej urody nie ma sensu, bo sami doskonale widzicie (pomimo lichości zdjęcia), że jest po prostu niesamowita!

W szkatułce była jeszcze jedna niespodzianka, Sylwia podarowała mi dwa agaty! Jestem jedyną osobą w mojej rodzinie i całej okolicy, która cieszy się na widok kamieni bardziej niż dziecko na chorwackiej plaży (pozdrawiam Bartusia:)) :)


Wracając do samej szkatułki, Sylwia pomalowała ją nieznanym mi dotąd lakierem, który w dotyku jest satynowy! Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z takim wynalazkiem i powiem szczerze, że jeszcze trochę a zagłaszczę to pudełko na śmierć :P Żeby nie było wątpliwości, ten lakier nazywa się Touch Me: )) No to macam :)
Uprzedzając nasuwające się pytanie, odpowiadam - nie, mój mąż nie jest zazdrosny :)


A tak wygląda szkatułka wypchana po brzegi moimi skarbami :))
Sylwia, raz jeszcze ogromnie Ci dziękuję za spełnienie marzenia o niepowtarzalnym pudełku, wywołanie uśmiechu na widok niespodzianki w środku i zorganizowanie moim dłoniom dodatkowej rozrywki :)

Ja przygotowałam dla Sylwii, zgodnie z jej życzeniem, wisior z ceramiczną kulą. Spodobał jej się mój poprzedni twór tego typu - Falling Leaves, postarałam się więc zrobić coś podobnego:


Oplot nie jest identyczny z pierwowzorem, ale pewnie jak wiele z Was, bardzo nie lubię powtarzalności i rutyny, poza tym chciałam by obdarowana mogła cieszyć się czymś unikatowym, czego nie ma nikt inny.


Ceramiczna kula ma 3,2 cm średnicy i piękny bursztynowy kolor z delikatnymi plamkami, dodatkowo błyszczy się jak szalona co okazało się nie małym kłopotem podczas fotografowania. 


Całość wykonana jest kilkoma rozmiarami koralików Toho w kolorach Metallic Iris Brown, Transparent Amethyst, Transparent Olivine i Transparent Frosted Olivine. Użyłam również kryształków Fire Polish w dopasowanych kolorach oraz mnóstwa szklanych listków z czeskiej manufaktury.


"Pierścień", który trzyma kulę, uszyty jest ściegiem peyote, zaś reszta "bajerów" jak zwykle "na czuja". Wisior zawiesiłam na 50 centymetrowym sznurze cubic RAW.


***


Do kompletu dorobiłam prostą bransoletkę bez zbędnych ozdobników. Możecie wykonać podobną korzystając z tutorialu Kasi Żyburtowicz --> KLIK


Podarowałam również Sylwii broszkę, która wpadła jej w oko, co prawda nie pasuje ona do całości, ale może przyda się przy innej okazji:


A na koniec, by tradycji zapoczątkowanej przez Rudą stało się zadość, kojące widoczki na uspokojenie niekontrolowanych wybuchów zazdrości :)


Las za miastem i widoki z mojego starego okna:


Bardzo Wam dziękuję za dotrwanie do końca i trzymanie swych emocji na wodzy:) 

Dziękuję też przeogromnie za "lajki", które oddaliście na mojego konkursowego Żuka oraz za wszystkie przemiłe słowa pod jego adresem! Wyścig wciąż trwa więc możecie nadal głosować :) A następnym razem to ja wyłonię zwycięzcę, bowiem moje urodzinowe Candy powoli zbliża się ku końcowi:)

Pozdrawiam serdecznie :)


poniedziałek, 7 lipca 2014

Przyczajony Żuk, opaska do włosów

Ostatnią rzeczą jaką kobieta chciałaby mieć we włosach jest żuk! Co prawda lista nieproszonych włosowych gości jest o wiele dłuższa, lecz przyznać trzeba, że obok nietoperza, ptasich odchodów i łupieżu, żuk zajmuje "zaszczytne" miejsce w jej czołówce :) Wiem co mówię, kilka dni temu miałam bliskie spotkanie z tym potworem i wpadłam, wbrew temu co mówi mój mąż, w całkiem uzasadnioną panikę. Może i nie ma czym się chwalić, ale i tym razem przeszłam samą siebie nadając nowe znaczenie powiedzeniu "drzeć się jak opętana":) Po tym wszystkim utwierdziłam się w przekonaniu, że najfajniejsze owady to sztuczne owady, a jeszcze lepiej z koralików.

Ostatnio zrobiło się u mnie bardzo konkursowo, więc nikogo nie zdziwi, że i ten twór powstał z myślą o oferowanej nagrodzie, a jest nią publikacja w kalendarzu Royal Stone na rok 2015. Czy żuczek ma szanse, tego nie wiem, pozwolę mu jednak spróbować:)


Praca została wykonana w oparciu o zdjęcie wyznaczone przez organizatora konkursu:


Czy udało mi się oddać klimat tej niezwykłej fotografii, oceńcie sami. I tym razem nie potrafiłam wybrać jednego elementu inspiracji, gdy tylko zobaczyłam tę fotkę wiedziałam, że będzie to opaska na włosy z przyczajonym żukiem:)



Przodożucze jest już wielu doskonale znane z mojego fanpaga, zatem przywitajcie się raz jeszcze. Oto Żuk:


I jeszcze z innej perspektywy:)


Żuk okazał się być urodzonym modelem:) Niestety robienie mu zdjęć było bardzo stresującym i niewdzięcznym zadaniem. Odpowiednie skadrowanie robala tak by uchwycić wszystkie jego atuty i jednocześnie nie pozostawić wątpliwości, że to opaska do włosów - mission impossible!

W dodatku blogger i tak postanowił zmasakrować efekty mojej pracy :( dzięki stary!


Opaska zawdzięcza swój kształt metalowej bazie o szerokości około 6 mm. Okryłam ją cienką ekoskórą w kolorze soczystej jasnej zieleni, do złudzenia przypominającym młodą trawę w moim ogrodzie.


Rzecz jasna, nic nie trzyma się na słowo honoru :) Sztuczną skórkę przykleiłam do bazy i dodatkowo obszyłam koralikami Toho 15o w kolorze Transparent Frosted Peridot.


Sam żuk nie należał do łatwych zadań, pomimo mglistego wyobrażenia o tym jak chcę by wyglądał, realizacja opóźniała się z powodów technicznych. Niby żona inżyniera powinna posiadać wiedzę Know How, dlatego dłużej nad całością główkowałam niż ją robiłam.


Żuczek jest więc zrobiony techniką mieszaną. Trochę haftu koralikowego, odrobina beadingu i sporo kombinatoryki stosowanej. Nie ma w nim jednak żadnych drucików a kleju tyle co na lekarstwo, całość składa się z koralików, nici, odrobimy żyłki i szklanego kaboszonu. Zapominała bym o miłości, żuczek wypełniony jest miłością :)


A oprócz miłości wypełnia go niezwykły szklany kaboszon typu fused - dichroic z pracowni Apandany. Ma niesamowity kolor zmieniający się w świetle oraz mnóstwo zatopionych drobinek sprawiających wrażenie nieustającego ruchu.


"Magiczne" szkiełko obszyłam koralikami Toho 11o i 15o w kolorach Matallic June Bug, Bronze oraz Metallic Iris Brown. Projekt skrzydełek oraz innych żuczych części jest mój własny osobisty i nie jestem w stanie go powtórzyć bo robiłam jak czułam, czyli "na czuja".


Chyba najbardziej dumna jestem z żukowej mordki, na którą składają się 3 koraliki super duo i kilka piętnastek, po raz kolejny okazuje się, że z koralików można zrobić wszystko :)


Starałam się jak mogłam nadać żuczkowi jak najbardziej realistyczny wygląd i przyznać muszę, że z odpowiedniej odległości można się nabrać, że we włosach czai się krwiożercza bestia. Jednak z bliska przekonać się można, że to całkiem sympatyczna acz nietypowa ozdóbka i spokojnie można odłożyć łopatę na bok - It's not alive :))


Dla tych, którzy zachodzą właśnie w głowę jak ona to zrobiła, że owad się trzyma, mam wyjaśnienie obalające spekulacje, że na szpilkach lub gorący klej. Owad jest integralną częścią opaski więc nie da się go ot tak odczepić. Załączyłabym fotkę poglądową, ale włożyłam w ten projekt mnóstwo czasu i siły, nie chcę więc ułatwiać zadania kopistom, którzy i tak powinni wiedzieć, że autorskie projekty nie ładnie powielać.


***


***


Mam jeszcze około sto zdjęć :) nie będę Was jednak nimi torturować. Poniższe jest ostatnie:


Jeśli mój żuk przypadał Wam do gustu i chcielibyście przyznać mu nagrodę publiczności to wystarczy wcisnąć "Lubię to!"  na stronie konkursowej:






Dobre chęci nie wystarczą, trzeba działać by nie wygryzły go inne robale :)) a przyznać trzeba, że konkurencja jest spora. Jeśli chcecie zobaczyć jak prezentuje się konkursowe stado, wystarczy wejść na fanpage Royal Stone --> KLIK

Dziękuję Wam przeżuczo za dotrwanie do końca, jeśli macie jakieś uwagi czy spostrzeżenia, wyrażajcie je śmiało w komentarzu.

Pozdrawiam serdecznie :))


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...