Wielorybia broszka chodziła za mną od kilku lat, ale zadziała się prokrastynacja i te sprawy... Nie wyrobiłam się, a ponieważ to ozdoba w letnich klimatach, jakoś nie czułam weny zimą czy jesienią. Jednak nastały upały i ruszyło mnie sumienie, bo bardzo nie lubię mieć rozgrzebanej roboty aż tak długo. Szablon leżał od dwóch lat i smutno na mnie łypał za każdym razem, gdy otwierałam teczkę z projektami.
Jak już zaczęłam szyć, poszło szybko, poza ostatnim etapem - obszywaniem brzegów. Nie potrafiłam zdecydować się co do koloru i w konsekwencji prułam trzy razy. Stanęło na srebrze. Jest trochę nudno jak na mój gust, ale spójnie. Nie mniej od upału doskwierają mi ograniczenia kolorystyczne w koralikach :(