piątek, 22 stycznia 2016

Unexpected, wisiorek

Unikam powtarzalności jak tylko mogę, szczerze mówiąc nie dałabym rady całe życie robić tego samego, nawet piekąc placek za każdym razem odrobinę modyfikuję recepturę, tak by pojawiły się w nim subtelne nuty nowości. Podobnie jest z tym wisiorkiem, wzór, czy jak kto woli - mapka, powtórzyła się już tu kilka razy i jeszcze nie raz wróci, ale za każdym razem zmieniam w nim ingrediencje, żeby uzyskać element zaskoczenia.

Bez wątpienia uwagę przyciąga chwost, któremu ostatmio nie potrafię się oprzeć, to niezwykle wdzięczna ozdoba. Zaś kaboszon określiłabym jako nieoczywisty, to znaczy wiadomo, to jest kaboszon i basta, ale miałam co do niego mieszane uczucia. Ten kawałek matowej ceramiki wydał mi się po prostu brzydki, wręcz doznałam zawodu, ale po oprawieniu go w koraliki zmienił się nie do poznania. Teraz jestem nim zachwycona. Kilka koralików i mamy coś zupełnie nieoczekiwanego.


Postawiłam na czerń i srebro, zestaw, który chyba sprawdzi się u każdego i do wszystkiego.


Nie bez powodu zależało mi na uniwersalności tej ozdoby, ale o tym na końcu posta. Czerń przełamałam szczyptą żółtego.


Wisior ma 13 cm wysokości (z chwostem i krawatką), a zawiesiłam go na długim, 83 centymetrowym podwójnym rzemieniu naturalnym. Długość pępkowa dobrze pasuje do takiego stylu z pogranicza boho.


Nośnik zakończyłam tulejkami z koralików i małym kryształkiem. Oczywiście można go sobie wymienić np. na łańcuszek.


Tył podszyłam czarną skórą naturalną.


Bardzo starałam się zrobić lepsze zdjęcia, ale musicie mi wybaczyć i użyć wyobraźni by zobaczyć jak ten wisiorek mógłby wyglądać np. na Was. Niespodziewanie, tak właśnie może się stać ;)

Wisiorek jest nagrodą w konkursie organizowanym przez Royal-Stone, a ja wsparłam go swoją pracą w ramach tegorocznych prezentacji sylwetek laureatów konkursu Kalendarz Royal-Stone 2015. Moją "historię" poznać możecie tu -->> KLIK lub klikając w obrazek.


I najważniejsze, szczegółów konkursu szukajcie na fanpejdżu Royal-Stone, wkrótce się pojawią.


Pozdrawiam ciepło!

poniedziałek, 11 stycznia 2016

More, wisiorek

Czasem mniej znaczy więcej, a czasami wręcz przeciwnie, jak w życiu. Wszędzie znajdziemy wyjątki od reguły, lub tę regułę podkreślające. U mnie na ten przykład minimalizm nie ma szans, staram się i to bardzo ograniczyć ilość rzeczy jakie posiadam, a także koralików jakie wkomponowuję w swoje prace, ale bez skutku. Wyobraźcie sobie, że ten wisiorek miał być minimalistyczny, nawet ja w to nie wierzę, no może w kwestii kolorów mi wyszło ;)

Po prostu biorę do ręki kaboszon, w tym wypadku piękny, szklany trójkąt i kombinuję co by tu. Rzadko robię rysunek, chyba że nie mogę wykonać pracy od razu i nie chcę by pomysł odleciał w siną dal, zwykle wystarczy mi obraz w myślach. Idea była prosta, ascetyczna wręcz, no ale coś po drodze poszło nie tak ;) W sumie dobrze, bo taki wisiorek bardzo mi się podoba, będzie ładnie wyglądał na nudnym sweterku. Wiadomo, mróz aż trzeszczy, trzeba więcej na siebie ubierać, ale człowiek wcale przez to nie wygląda lepiej, aż się prosi o jakiś biżut.


Szkiełko szkiełkiem, ale moim zdaniem całą robotę zrobił chwost, swoją drogą naprawdę ładny, chociaż w opisie było, że szary, a tu coś jakby brąz. Idealnie zgrał się kolorem z ciemnosrebrnym łańcuszkiem, który od dawna u mnie leży.


Kaboszon obszyłam koralikami Miyuki w kolorze Tarnished Silver, użyłam też koralików Toho Nickel, S-L Teal i G-L Montana blue.


W ruch poszły też perły, hematyty, jadeity i szlifowane szkiełka czyli miszmasz, który bardzo lubię i często stosuję (klik).


Tył podszyłam naturalną skórą w brązowym, metalicznym kolorze.


Chwostowi wyplotłam ozdobną czapeczkę z Toho 15o i minikuleczek fasetowanego hematytu. Ścieg nosi nazwę chevron, a wzór na niego znajduje się w książce Sonoko Nozue "Japanese beadwork". Co prawda autorka nieco inaczej go wykorzystuje, tworząc piękny naszyjnik, ale chyba się nie pogniewa, że zaadaptowałam go po swojemu.


Wisior jest dłuższy niż na poniższym zdjęciu (61 cm łańcuszka i 13 cm wisiorka), ale nie mieścił się w kadrze, więc go podciągnęłam pod zęby ;)


Na swetrze prezentuje się fajnie, do tego miło dynda, a chwostem można się smyrać godzinami, jednym słowem cieszy i bawi ;)
***

Zainteresowanych blogowaniem, zwłaszcza tych z Was, którzy korzystacie z platformy Blogger, odsyłam do postu Uny z bloga Hedonizm i Eskapizm, w którym przystępnie wyjaśnia dlaczego znikają obserwatorzy, obserwowane blogi i co się za tym kryje --> KLIK


Pozdrawiam ciepło!

poniedziałek, 4 stycznia 2016

New Day, kolczyki

Gdy byłam młodsza, czyli konkretnie nieopierzona i niespecjalnie skalana jakimkolwiek doświadczeniem, zwłaszcza życiowym, z lubością zasiadałam do spisywania noworocznych postanowień. Prowadziłam wówczas pamiętnik, więc było to dla mnie naturalne, że niemal z wybiciem północy w pierwszy dzień Nowego Roku robiłam podsumowanie, chociaż w tak młodym wieku niewiele jeszcze można było rozliczać w życiorysie. Z wiekiem nabrałam dystansu do siebie samej i życia jako takiego, nie robię więc żadnych planów z ostatecznym terminem na wykonanie. Jeśli muszę coś zmienić, to robię to na bieżąco.

Przeżyłam właśnie połowę życia według statystyk GUSu lub innego Newsweeka, czyli powinnam planowo (zgodnie z założeniami tajemniczych naukowców amerykańskich, albo radzieckich uczonych, nigdy nie mam pewności) przeżywać kryzys egzystencjalny. Gdybym była mężczyzną kupiłabym sobie sportowe auto, albo kosiarkę do trawy, ale że nie mam prawa jazdy ani trawy, to sobie odpuszczę ;) Pewnie znów nakupię koralików, ale to żadna nowość ani niepokojący objaw, ciągle je kupuję. Nie zrobię też żadnych podsumowań, przeglądu statystyk czy dokonań, bo i po co to komu, wystarczy kliknąć gdzie trzeba i każdy widzi.

Z nowym dniem przyszedł nowy rok, a ja czuję się dokładnie tak samo jak wczoraj, a że czas na wpis, to pokażę kolejną pracę.


Kolczyków nie noszę, co nie jest tajemnicą, bo mam bardzo wybredne uszy, ale mam kilka kolczykolubnych koleżanek, które takim podarkiem nie wzgardzą. Zatem naprodukowałam kolczyków na "zaś" ;)


Bardzo mi się spodobały te trójkątne kryształki, a szczególnie ich niejednoznaczna barwa, kolor roku wg Pantone to to nie jest, ale zdecydowanie bardziej trafia w moje poczucie estetyki. Zresztą, jak oni wybierają te trendy, wynajmują ośmiornicę do losowania?


Połączyłam je z łańcuszkowymi frędzlami, całość zyskała przez to miękkości i zwiewności, chociaż kolczyki są dość lekkie.


Z wiadomych względów nie zaprezentuję ich na uchu, ale kryształki, nawet po opleceniu, nie są nie wiadomo jak duże, cała konstrukcja razem z biglem ma 10 cm długości, co jak na mój gust jest idealną wielkością.


Do oplecenia kryształków użyłam koralików Miyuki Delica w kolorze Tarnished Silver, oraz Toho 15o Nickel i kryształków bicone. Zamontowałam bigle angielskie ze stali chirurgicznej i oksydowany łańcuszek. Tył zabezpieczyłam czarną, naturalną skórą by farba nie ścierała się z kryształka, no i dlatego, że tzw. doopki niespecjalnie mi wychodzą ;)


Można powiedzieć, że wyszło dość elegancko, a że karnawał w pełni, to z pewnością pójdą w tany ;)


W tany poszłam i ja, co prawda w wersji dla nobliwych pań, bo na domówce, ale miałam przynajmniej okazję do założenia "Ritzowej" kolii. Nie często noszę tak dużą biżuterię, po prostu nie mam ku temu okazji, tym razem się nadarzyła więc skorzystałam. Nie wiem czy to elegancko przechwalać się, ale ta kolia jest naprawdę wygodna, zaś zgromadzonym, przynajmniej tym płci żeńskiej, bardzo się podobała ;)


A Wy założyłyście coś własnoręcznie wykonanego na Sylwestra, albo w Święta? Jestem ciekawa jak zareagowali współbiesiadnicy.

Pozdrawiam Noworocznie!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...