Wiosna w pełni, a nawet lato ;) W sumie, już się przyzwyczaiłam, że z kozaków od razu przechodzę w sandały, więc nie mam z tym problemu, ale jak co roku mam ochotę na jakąś nową biżuterię. W tym naszło mnie na coś w sumie klasycznego i mało radosnego w odbiorze, bo na czerń.
Czerń jest ponadczasowa, w zasadzie do wszystkiego pasuje i dodaje elegancji. Nie ubrałabym się jednak od stóp do głów w takie barwy z okazji innej niż pogrzeb, bo chociaż czarny wyszczupla i nawet dobrze w nim wyglądam, to źle bym się czuła taka mroczna. Zawsze mam na sobie coś kolorowego, przynajmniej szminkę, ale najczęściej wzorzystą bluzkę (mam do nich słabość), więc dobór biżuterii, którą też lubię, staje się w takiej sytuacji problematyczny. Najczęściej wszystko się ze sobą gryzie i w ostatniej chwili odpinam ozdoby, o co mam potem do siebie żal, bo się nadziubię tych koralików, a świat i tak nie zobaczy ;). Dlatego, mimo wiosny, zrobiłam czarną broszkę.
To wzór, po który sięgałam już dwukrotnie (klik, klik) i jak na razie mi się nie znudził.