Jestem wierną i oddaną fanką pięknych kamieni. Nie do końca podzielam wiarę w ich leczniczą moc, uważam jednak, że swą urodą potrafią skutecznie poprawić humor niejednej niewieście. Jeśli do tego są pięknie wkomponowane w element biżuteryjny to pełnia szczęścia osiągnięta:)
Dawno temu swą urodą urzekł mnie ortoklaz czyli kamień księżycowy i chociaż wcale nie pochodzi on z księżyca lecz przeważnie z Indii i Madagaskaru to nie zmienia faktu, że nieziemsko zachwyca. Bardzo lubię patrzeć na niego i obserwować małe migoczące iskierki tańczące przy poruszaniu kamieniem. Ten rodzaj opalescencji nazywany jest niekiedy adularyzacją - taka mała porcja wiedzy dla lubiących się uczyć nowych rzeczy:)
Niestety cena tych kamyczków jak dla mnie jest z księżyca więc odważyłam się na zakup jedynie kilku sztuk bardzo małych bryłek. Zaprzyjaźniłam je z kamyczkami kryształu górskiego i elementami mosiężnymi w kolorze starego złota i bransoletka gotowa.
Łączenie linek z zapięciem ukryłam pod oplotem z kółek montażowych, może to nie do końca chainmaille, ale mnie się ten efekt podoba:)
Dawniej wierzono, że kamień ten sprzyja długiemu życiu i chroni przed wrogo nastawionymi do nas ludźmi.
Sprawia również, że pokemony ewoluują;)
Przed chwilą mój Canon postanowił się zawiesić uniemożliwiając mi wykonanie pozostałych (czyt. lepszych) zdjęć do bloga, najprawdopodobniej jest dziś niesprzyjająca faza księżyca;( postaram się zachować kamienną twarz i nie panikować jak radzi Przewodnik po Galaktyce :)
Ta bransoletka jest urzekająca!!!! Ja niestety nie mam jeszcze doświadczeń z kamieniem księżycowym, ale jak widzę niekonieczny jest kaboszon,żeby z tego kamyka zrobić cudo!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za miłe odwiedziny i pozostawiony komentarz.